Z czym je się je?


Blog został założony przez Inkę, swego czasu zawziętą Makoszkowiczkę. Tam kupiła pierwszego konia i poznała wyjątkowych ludzi, a między innymi uzależniającą jak same zwierzęta Artemidę. Pokazała jej stronkę i tak oto bazgrzą coś we dwie!
Inka ma lat 19, Arcia 18, łączyło je chodzenie do klasy biologiczno-chemicznej i posiadanie (z szacunkiem dla naszych wierzchowców) koni - och, pardon - stworka huculskiego i konia prawie hanowerskiego :). Mieszkają na wschodzie Polski, na dwóch krańcach województwa lubelskiego. Powinny zajmować się szkołą, nauką, obowiązkami... Ale jeszcze kiełbie im we łbie i nieraz spędzanie czasu z końmi i tym, co z nimi związane jest ich słodką ucieczką od codzienności. Interesują się tworzeniem (rysunkiem, pisaniem, etc.) a także psychologią, etologią, komunikacją międzygatunkową i hipologią oczywiście.

Blog skupia się na ich końskopochodnych przemyśleniach oraz doświadczeniach.

Zdjęcia, jeśli nie należą do nas, udostępniane są dzięki uprzejmości ich autorów.

niedziela, 12 stycznia 2014

Filmik cz. 1- jazda na Batim


 Wałach Bati, Wawa 2014 r. Jazda bez strzemion, dzięki Basi P.
Teraz widze jak straszliwie nieumiejętnie oddziaływuję łydkami i jak niestabilną mam górę. No cóż, bywają i gorsze dni. Za tydzień Makoszka


Tęsknię

Motyle

Weekend w Wawie nie wypalił, bo koniuchy miały zaplanowane jazdy i postanowiłyśmy ich nie przeciążać.
Mimo tego sobotę spędziłam rewelacyjnie. Z dwóch powodów :)
Byłam u Olki i Zolki. Pracowałyśmy na linie, znowu musiałam wrócić do podstaw, bo mimo mej prośby Ola nie robiła tego codziennie. Porozmawiałyśmy o tym, o dawaniu czasu i sobie i koniowi, myślę że obecnie sprawa jest wyjaśniona. Fantastyczne reagowanie Zolki podczas ćwiczeń utwierdziło Olę w przekonaniu, że jest to efektywny sposób budowania relacji. Wiem, że teraz będziemy mogły pójść krok do przodu.
Resztę dnia spędziłam na nogach.

Czas na zmiany?



Za tydzień zimowisko w Makoszce. I can't wait!

wtorek, 7 stycznia 2014

Małymi kroczkami... czy raz a dobrze?




Poświęć tyle czasu, ile dana rzacz wymaga (Take the time it takes).
                                          Tom Dorrance 

Pracuj razem z koniem, a nie przeciw niemu.
                                         Craig Cameron

          Wracaj z zajęć z koniem z mokrym czaprakiem.
                                                  Clinton Anderson


Co te cytaty mają ze sobą wspólnego?

1. Na kursie JNBT wytłumaczono nam o komunikacji międzygatunkowej - o tym, czym jest, jak wyglądają najróżniejsze jej przypadki a w końcu jak można ją wykorzystywać do pracy z końmi. Proces nauki przy użyciu mowy ciała zrozumiałej dla nieparzystokopytnych jest o wiele krótszy, niż ten oparty o tradycyjne metody. Jednak nauka - jak zostało powiedziane - jest procesem. Nie pojedynczym wydarzeniem. Koń, tak jak człowiek, by przyswoić nowe rzeczy potrzebuje przerw. Intensywniejsza praca jego szarych komórek często przejawia się podczas przelizywania i przeżuwania (konia, nie człowieka :)) - geście podporządkowania, ale też rozluźnienia i zapisywania w pamięci informacji. Taki przycisk "enter".

Jak wygląda nauka kroczek po kroczku? Jak zabawa w ciepło-zimno. Na początku potrzebne nam jest końskie skupienie - okazane poprzez skierowanie obojgu uszu na nas. Bez tego nie nauczymy konia niczego. Andrzej Makacewicz przyrównał tą sytuację do nauczyciela i ucznia siedzących w klasie. Uczeń nic nie przyswoi, jeśli tylko wygląda zamyślony przez okno.  Uczeń nie może się bać nauczyciela, ale musi uważnie słuchać. Uwaga wiąże się z szacunkiem - czyli jednym z ogniw budujących (ZAUFANIE, SZACUNEK, DOMINACJA) w programie JNBT. Uczeń nie wchodzi nauczycielowi na głowę, wykonuje jego polecenia chętnie i szybko - ale na to nauczyciel musi sobie wstępnie zasłużyć swoim własnym postępowaniem. Dlatego najpierw pracujemy nad sobą, nie nad koniem.
Wracając do ciepło-zimno - zakładamy, że koń jest uważny, przywiązany i współpracujący - chce się z nami "bawić" (jesteśmy w stanie do tego doprowadzić poprzez odpowiednie postępowanie oparte o znajomość modelowania relacji i budowy hierarchii w stadzie, a także czynieniu rzeczy porządanych łatwymi, a nieporządanych - nieprzyjemnymi). Teraz wystarczy mówić ciepło, jeśli koń dąży w dobrym kierunku. Jeśli jednak zawsze będziemy mówić ZIMNO, dopóki nie trafi na rozwiązanie bezpośrednio, koń zrezygnuje z próbowania i będzie zniechęcony lub zacznie się buntować. Ciepło - to odpuszczenie lub wzmocnienie pozytywne. Zimno - presja lub brak nagrody.

Mogłabym założyć Kiki ochraniacze, podnieść nogi i wskakiwać na nią - bez jej widocznego sprzeciwu podczas jednego dnia robiąc to znanymi mi metodami. Jednak długotrwały efekt nienarażony na niebezpieczeńtwo (w szczególności człowieka), nadmiar emocji oraz pełne zrównoważenie konia byłoby pewne jedynie podczas rozłożenia wszystkiego w czasie. Wtedy i człowiek i koń ma zapewnione przerwy, ażeby "przemyśleć" i trwale zakodować nowe doświadczenia.

2. Raz a dobrze! I tu zależy, w jakim znaczeniu - jeśli chodzi o naukę (np. stosując jedną z metod habituacji czyli odczulania, metoda nazywa się: zalewanie bodźcem) jest to niezwykle szybki ale i niosący za sobą ryzyko sposób. Jeśli chodzi o nasze reakcje - szybkie i odpowiednio dozowane potrafią zdziałać cuda! Szczególnie podczas radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych.
No dobra... Czyli bat na zad, "tara w pysku" i do przodu? W żadnym bądź razie. Bat nie jest do bicia, a wędzidło nie jest do szarpania. Wszystkie te narzędzia w założeniu służą do komunikacji. Wszystko niby oczywiste, ale co robić, jeśli koń się buntuje, zachowuje niebezpiecznie lub po prostu, okazuje nam brak szacunku a my mamy sprzęt taki nie inny i brak możliwości pracy od podstaw? Najbezpieczniej byłoby zejść z konia i oddać go w ręce kogoś, kto jest w stanie lepiej sobie z nim poradzić. Ale jeśli chcemy działać, to... Najpierw musimy zacząć od siebie i siegnąć do przyczyny.
Jeśli obserwujemy dynamikę stada oraz to, w jaki sposób konie ustalają ze sobą hierarchię - wszystko jest czarno-białe. Z końmi nie ma półcieni - jeśli są, to będzie nieporozumienie. Uznajmy, że nasze działania (np. pomoce podczas jazdy) były w porządku. Jeśli po rodzącym się(!) nieposłuszeństwie* następuje krótkie, jasne i skuteczne upomnienie, koń nie płacze, jeździec nie sadysta - "Wyczucie w pracy z końmi", tam został podany przykład: Diana na Promyku. Dlaczego wykrzyknik przy "rodzącym się"? Bo nieposłuszeństwo, które wynika ze sprawdzenia przywództwa, w stadzie rozwiązuje się w kilka sekund. Koń jest naprawdę szczęśliwszy, jeśli wie, że ktoś pewny go poprowadzi i nie jest odpowiedzialny tylko sam za siebie. Chętnie się podporządkowywuje, jeśli osoba z nim pracująca jest zdecydowana i spokojna, rozumiejąca końskie zachowania i na nie odpowiednio reagująca. A "nieposłuszeństwa" koni wynikają z ich przystosowania do życia wśród drapieżników, zdolnych w każdej chwili im zagrozić.
Naturze nie dogadasz.

*Mówię o koniach przygotowanych wcześniej do jazd - ale po doświadczeniach w szkółce, czyli mających za sobą obycie z najróżniejszymi jeźdźcami po których wyniosły gorsze lekcje. 
(Ludu, ile rozmaitej treści się samej nasuwa! Muszę jeszcze poruszyć temat nieświadomego uczenia przez nas koni dobrych i złych lekcji, omówiony przez Warwicka Schillera - następnym razem)


Uważam ścieżkę układania i równoważenia konia krok po kroku za najlepszą z możliwych nie bez powodu. Jest to niezawodny sposób, żeby zminimalizować kryzysowe sytuacje. To, co wypracowałam stopniowo z ziemi ze zrównoważonym koniem, mogę spokojnie i płynnie przenieść w siodło, na zrównoważonym koniu. Nie stawiam zbyt wysokich wymagań, jeśli widzę jakikolwiek problem - wracam, cofam się, poświęcam tyle, ile trzeba - i mam w końcu wyczekiwany wynik. (Ach, żeby tak się działo zawsze...) Kłopoty ograniczone do minimum, co jednak nie jest równoznaczne z tym, że koń już nigdy nie zapyta "A czy na pewno to Ty jesteś nr.1?" Inna sprawa - uważam, że koń nie powinien być non stop "podpierany" przez nasze dowody panowania nad nim.
Bo wszystko staje się prostsze, jeśli ma kontrolę nad sobą samym - ale cóż to znaczy? 
Jeśli nie potrafi zmieniać chodów bez kontaktu na wędzidle, równoważyć się, dostosowywać do subtelnych komunikatów przesyłanych przez "kierowcę" i uspokajać (a jest to banalnie proste po dobrze przeprowadzonej pracy z ziemi i siodła) to staje się potencjalnie większym zagrożeniem dla siedzącego na grzbiecie jeźdźca. Wrócę i do tego tematu, razem z kolejnym filmikiem instruktażowym. Postaram się wtedy mówić jaśniej :).

A właśnie, sprawa wędzidła.
Narzędzie - położysz na podłodze, samo krzywdy nie zrobi. W czyiś rękach może zdziałać wiele - dobrego lub złego. Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego przedmiot wykonany z metalu znajduje się w najwrażliwszej części ciała zwierzęcia, a do tego połączony jest z dłońmi, będącymi w stanie błyskawicznie rozpoznać, czy podczas czytania książki przełożyły przez przypadek dwie, a nie jedną stronę?
"Bigger bits are not for pulling harder - they're for pulling less"
Większe wędzidła nie są po to, by mocniej ciągnąć - są po to, aby używać ich mniej. I tak - to jest oczywiste, ale warto mówić o tym na głos :)
Bardzo mądry koniarz, krótki filmik, wszystko jasne i wytłumaczone w zabawny sposób:






Prymitywne podsumowanko tematu postu:
Opisany sposób nr 1 jest dla każdego, gwarantuje sukces - ale tylko i wyłącznie pod nakładem czasu. Dłuższym, krótszym - wszystko zależy od indywidualnej kombinacji konia i człowieka. Nr 2 nie daje 100 % pewności powodzenia, częściej narażamy siebie i konia na większy stres, jednak w konkretnych sytuacjach tylko ten jest w stanie skutecznie zadziałać.


Tyle prób wyjaśniania spraw, o których sama dopiero się uczę! Ale! Jest chociaż maleńki promyczek nadziei, że dzięki temu moja umiejętność układania myśli wzrosła o milimol :)

Weekend miotał mną jak chciał

Miniony weekend spędziłam w stolicy. Przyjechała też Basia i Julka, więc było wesoło. W sobotę najpierw wsiadła Julka na Faworkę a potem ja na Batulca.  Było ciężko, jestem z siebie bardzo niezadowolona. Nie mogłam obudzić koniucha; Tempo cały  czas było za wolne, w dodatku miałam wydłużone strzemiona. Nie mogłam znaleźć dobrego rytmu, a jako iż całą siłą wolu skupiałam się na oparciu stopy, wszystko inne się miotało.  Po pewnym czasie poddałam się, te za długie puśliska całkiem mnie dekoncentrowały. Wsiadła p. Ewa, odetchnęłam chwile i zebrałam się w sobie. Wsiadałam pełna sił, jednak kiedy Pani trener wydłużyła mi strzemiona o kolejne 2 dziurki pomyślałam jedno: KILL ME NOW! Wzięłam jednak wdech i pojechałam. Szło mi przeciętnie, niby zwroty, zagalopowania wychodziły, jednak nie czułam się stabilnie. Powiedziałam p. Ewie że przepraszam, ale nie mogę wytrzymać w tych strzemionach. Więc jeździłam... bez. I było dużo lepiej. Co prawda pupy nie urywało ale mogłam się wreszcie skupić. Na koniec, o zgrozo! Strzemiona pasowały jak ulał.
Drugiego dnia jeździłam na Faworce. W lewą stronę wychodziło pięknie, a w prawo do kitu. Kobyła kładła się na łydkę, a ja nie umiałam jej skorygować. Miałam też spięty lewy bark. Kiedy tylko go rozluźniałam Fawcia bez problemu się ustawiała.
Były też paralityczne zwroty i ustępowania.
Muszę ustabilizować ramiona!

A po burzy wychodzi słońce, za tydzień będzie lepiej.
Obrabiam filmik, dodam w przyszły tydzień, ten mam zawalony sprawdzianami.
Mykam do ortodonty!
Artemis

sobota, 4 stycznia 2014

Zolkowanie- okrążanie, lonżowanie.

Właśnie wróciłam od Zolki (dla niepoinformowanych- prywatnej arabskiej klaczki, z którą mogę dowolnie pracować).
Klaczka jest baardzo czuła, wrażliwa i bystra. Jednocześnie szybko spina się przy dotyku, nagłych ruchach, nowych rzeczach. Przesuwanie jej jest bardzo łatwe, zwykle wystarczy sugestia wzrokiem i wskazaniem ręki. Rozluźnienie nie przychodzi jej już jednak tak łatwo.
W dniu dzisiejszym nauczyłam ją podstawowych ćwiczeń na linie oraz lonży.

 Początkowo klacz nie rozumiała postawy biernej. Na jakikolwiek najlżejszy ruch w jej stronę reagowała odsunięciem, przy dotyku- drgnięciem, czasem także ruchem.Skupiłam się na tym by Zola odróżniała intencje- głaskanie a przesuwanie. Na początku kobyle trudno było zrozumieć, że kiedy kładę rękę na jej zadzie wcale nie chce zwrotu na przodzie. Z celowym odangażowaniem nie było problemu. Razem z Olą- właścicielką Zolki- wygłaskałyśmy całą klacz, co zaowocowało ostatecznie pełnym rozluźnieniem i akceptacją dotyku.
Przy tym zadaniu ważne było to, że ręka została na miejscu zanim nogi nie przestały się ruszać. To powoduje, że koń kojarzy iż ucieczka od "presji" jest błędnym rozwiązaniem. Zaczyna przeżuwać, obserwować, kiedy wymagam ruchu w odpowiedzi na sygnał, a kiedy zamierzam po prostu jej dotknąć.

Z kolei znalazłyśmy w lesie idealne podłoże do pracy na linie. Po kilku minutach Zola opanowała odsyłanie na koło, zatrzymanie poprzez odangażowanie zadu, zmiany kierunku. Nie dopracowane na fest jest jeszcze tempo- tym zajmiemy się jutro.
Opiszę teraz po kolei każde ćwiczenie.

Pragnę jednak wpierw wyjaśnić istotę fazowania.
Konie w naturze najpierw ostrzegają się skuleniem uszu, dopiero ostatecznie tracą energię na pogonienie delikwenta tudzież kopnięcie/ ugryzienie. Tak i my najpierw wskazujemy koniowi czego oczekujemy, następnie stopniowo zwiększamy presję, a ostatecznie "kopniaczek" z pomocą liny/bata. Powoduje to to, że koń następnie będzie reagował na pierwsze fazy, więc będziemy w stanie kierować nim... wzrokiem!

Pierwszą fazą jest skupienie siebie i konia- ja stosuję głośny wdech. To powoduje u mnie "wzrost energii" dzięki uczuciu podnoszenia klatki piersiowej, a także zwraca uwagę konia.
Kolejną fazą jest skierowanie wzroku w określone miejsce, zależnie od wykonywanego ćwiczenia.
Następnie "wysyłamy" energię w określonym kierunku, wskazaniem ręki.
Z kolei zaczynamy stopniowo wzmacniać presję, wszystko zależnie od ćwiczenia- szczegóły niżej.
Ostatecznie: ciach! Uderzenie! Koń widzi, że brak pójścia za odczuciem jest naprawdę niewygodny.

Znowóż przypomnę: umiejętność odpuszczania. Jeśli koń podąży za naszą sugestią- następuje NATYCHMIASTOWE odpuszczenie presji. Nie musi to być wyraźny krok konia, czasem wystarczy przeniesienie balastu. Te zwierzęta niesamowicie zapamiętują nawet kilku sekundowe odpuszczenie- bardzo motywuje je to do dalszej pracy.
Odpuszczając presję (postawa bierna) mówisz koniowi: Tak, to co robisz jest dobre! Zobacz jakie to wygodne!
Właśnie: manipulujemy wygodą i niewygodą. Sprawiamy, że niepożdane zachowania są niewygodne, a te pożądane- przyjemne.

Postawa bierna- wzrok opuszczony, ramiona rozluźnione; koń uważny, zrównoważony

Postawa czynna: prośba o wejście na koło- koń podnosi głowę, uszy wskazują na skupienie



ODSYŁANIE NA KOŁO: krok po kroku
Odsyłanie na koło stosujemy zarówno w czasie okrążania jak i lonżowania. Czy też niejednokrotnie zastanawialiście się jak spowodować żeby koń odszedł od nas i przykleił się do bandy lonżownika? Ja przedtem miałam z tym problemy- zwykle po prostu "jakoś" się udawało, ale następnym razem znowu były problemy. Nie wyobrażałam sobie, że koń podąży na ścianę od samego wzroku.

Kiedy poznałam istotę fazowania i zobaczyłam jak powinno się to odbywać: wszystko stało się jasne, proste i oczywiste.

Zdjęcia zobrazują sytuację idealną, niżej opiszę co należy robić jeśli koń nie podąży za sugestią.


Ćwiczenie rozpoczynamy od postawy biernej, stojąc przed koniem
Wzrok kierujemy w kierunku ruchu, dołączamy rękę
Gdybym teraz przestała oddziałowywać Zolka zatrzymała by się w pozycji w jakiej się znajduje. Od tej pory cały czas wskazuję wzrokiem kierunek ruchu, zaś po wejściu na koło mogę opuścić rękę.
Koń  poprawnie wchodzi na koło, ustępując łopatką. Zostaje stale ustawiona bokiem do mnie- wskazuje to na szacunek.
wyraźnie widać jak krzyżują się przednie nogi

Koń wzorowo wszedł na koło i maszeruje prawidłowo wygięty- głową w moją stronę.

Co zrobić kiedy koń nie podąży za sugestią?
Wzrok i rękę z liną cały czas kierujemy w kierunku ruchu, końcówką liny lub batem zaczynamy kręcić młynki, ostatecznie uderzamy w ziemię. Kiedy tylko koń ruszy na koło- wszelka presja zostaje odpuszczona. Kiedy zacznie się cofać- nie oddajemy mu napinającej się liny- wyraźnie działamy batem za jego zadem. Kiedy tylko poczujemy że lina sie luzuje, bo koń przestał zapierać się do tyłu, odpuszczamy wszystko i zaczynamy od nowa.
Następnym razem podwyższona energia nie będzie konieczna.


OKRĄŻANIE

Wzrok cały czas wskazuje kierunek ruchu, lina nie może być napięta.

ZATRZYMANIE poprzez ODANGAŻOWANIE ZADU.
Zaczynamy od nauki odangażowania stojąc obok konia. Lina musi być luźna, ale stosunkowo krótka, żeby w razie konieczności "przyciągnąć" głowę konia i uniemożliwić ruch w przód.
Kierujemy wzrok na ostatnią partię żeber konia. Następnie podnosimy bat w kierunku słabizny. W wypadku braku reakcji zaczynamy wykonywać "pulsacyjne" ruchy w przód i tył, coraz zwiększając zakres ruchu, aż ostatecznie- pac! Ważne by koń rzeczywiście zrobił fragment zwrotu, przednie nogi mają stać nieporuszone.
Kiedy jesteśmy w stanie odangażować zad konia od podniesienia ręki w stronę słabizny, stajemy przed koniem. Wychylamy się zza jego głowy i patrzymy na zad. Następnie podnosimy w jego kierunku bat. Przygotowany z wyczuciem koń z pewnością ustąpi zadem. Wtedy dajemy duuużo wygody- spokoju i odpoczynku. Powtarzamy ZAWSZE na dwie strony.

Z kolei możemy spróbować zatrzymać konia poprzez odangażowanie zadu.

Patrzę na słabiznę, wkraczam w stronę zadu konia, jakbym chciała się "schować za ruchem". Przed moim ciałem zabieram rękę
W dalszym czasie wkraczam poza ruch, dając koniowi czas na odczytanie mojego zamiaru
Widzę już jak Zolka zaczyna wykonywać odangażowanie- przód konia przestaje podążać, tylna noga zaraz wykroczy na wstęp do zwrotu
Wyraźnie widać jak koń odstawia tylną nogę. Przestaję kroczyć przeciw ruchowi, zatrzymuję się, ale mój balans dalej jest blokujący
Tutaj zad znajduje się już poza śladem ruchu przednich nóg, powoli zaczynam odpuszczać
Zad pionizuje się z przodem. Przechodzę do postawy biernej
Wyraźnie widać zad obracający się wokół przodu. Zolka ustawia się prosto, głową naprzeciw mnie.

Czekałam aż koń rozluźni się całkiem w tej pozycji- Zolka odciążyła nawet nogę. Na zdjęciu skupiam już wzrok do ponownego odesłania.


Po przygotowaniu z dużym wyczuciem jestem w stanie odangażować zad używając samego wzroku:


wyraźnie opuszczam głowę- czytelny sygnał że zadanie wykonane poprawnie!


ZAUFANIE:
Po poprawnie wykonanym ćwiczeniu sprawdzamy rozluźnienie i zaufanie konia, poprzez pogłaskanie między oczami.
Zolka stoi pewnie, nie ucieka od dłoni, teraz już odróżnia presję od postawy biernej
Bez problemu pozwala mi pogłaskać ją po głowie. Następnie wymasowałyśmy ją całą i odprowadziłyśmy do boksu. Dobra robota!





LONŻOWANIE
Po południu, kiedy podstawy miałyśmy już przerobione, postanowiłyśmy popracować nad rozluźnieniem pod siodłem. Oto zdjęcia i efekt:

Początek pracy- głowa w górze, odwrócona delikatnie na zewnątrz



Poprzez miękkie napinanie i rozluźnianie lonży- półparady- powoduję skupienie uwagi Zolki na mnie.


Ucho skierowane w moją stronę świadczy o uwadze i skupieniu. Prezentuję zamknięcie konia w trójkącie-  moimi rękami przedłużonymi przez lonżę i bat tworzę ramiona trójkąta- ciało Zolki jest jego podstawą.

Ostatecznie Zolka rozluźnia się, schodzi z głową na dół, uwypukla grzbiet. Zaczyna porządnie dokraczać tylnymi nogami na ślad nóg przednich. Lonża jest odpuszczona, taka postawa jest dla Zoli naprawdę wygodna!


Na tym zakończyłyśmy współpracę tego dnia. Jestem w szoku jak szybko ten koń się uczy! Wieczorem zrobiłyśmy jej pyszną mieszankę (marchew, jabłko, otręby, owies, płatki kukurydziane) oraz profilaktyczny masaż mięśni. Troche już pozapominałam masaż łopatki- muszę dopytać Kośki! :)

To tyle :) Dłuuugi wpis, ale mam nadzieję że się przyda :)
Jutro rano pracujemy z Zolką nad staniem w miejscu przy wsiadaniu, po południu jadę do Warszawy.
Żyć, nie umierać!
Buziole, Wasza Artemis


piątek, 3 stycznia 2014

Naturalnie, że klasycznie!

Chyba każdy z nas zna fanatyka "naciuralu", lecącego na czystą komerchę- bo te halterki są takie ładne, a jazda bez ogłowia to prawdziwy szpan. Nie mówiąc już o dębującym czy leżącym koniu. Opozycyjnie- są też osoby pro-klasyka, potępiające "natural" jako rozpromowaną filozofię chłoniętą przez zakoffane w konisiach nastolatki.
A ja popieram filozofię Ani
*
*
*
Ani jedni, ani drudzy nie mają racji :) [pamiętny suchar]

A teraz całkiem serio i poważnie: zawsze należy znaleźć złoty środek. Uważam internetowe kłótnie i spory na tematy "czy wędzidło to narzędzie tortur" za pozbawione sensu i logiki. Błagam- nie popadajmy w skrajności.

Nie nawidzę kategoryzowania ludzi na "naturalowców" i "klasyków".
Pragnę zaznaczyć, że aby koń był zdrowy i bezpieczny musimy mieć obszerną wiedzę zarówno na temat jego biomechaniki jak i psychiki. Jedno nie istnieje bez drugiego. Podaję obrazowy przykład:
Koń posłuszny, ale pozbawiony mięśni nie wytrzyma kilkugodzinnego rajdu.
Koń umięśniony, ale nieposłuszny- brykający, kopiący, gryzący- spowoduje że to jeździec nie będzie mógł wytrzymać.
Jak to mawia Pani Ewa Łobos: dążymy do tego, żeby koń był jak najprzyjemniejszy do jazdy.
Czy niegrzeczny koń będzie przyjemny w jeździe?
A ten z wadliwą biomechaniką ruchu i spiętym ciałem?

Wniosek nasuwa się sam: wyszkolenie konia nierozłącznie składa się z aspektów psychofizycznych. Od nas zależy tylko, jaką metodę obierzemy. Znajomość odróżniania problemów z ciałem od tych z psychiką jest niezbędna do jej doboru. Czy postanowimy rozluźnić wierzchowca ćwiczeniami warunkującymi, czy też wygalopowaniem  na torze do galopu- zależy od źródła spięcia. Zwykle jednak możemy zaobserwować powiązania: z rozluźnionym duchem idzie rozluźnienie ciała, a z rozluźnionym ciałem- rozluźniony duch.

Zrównoważony koń w rozluźnieniu. Praca z takim wierzchowcem to czysta przyjemność!
Ja i wałach Batang, trening 2013r.

Jeszcze raz odwołam się do Pani Łobos. Podziwiam w niej m.in. to, w jak idealnie zorganizowany sposób łączona jest przez nią dbałość o psychikę i ciało konia.
Najpierw rozwiązywane są problemy behawioralne. Pracując z ziemi ustala się  z koniem odpowiednie relacje, bez których dosiadany wierzchowiec mógłby przeciwstawiać się sygnałom jeźdźca.
Z kolei skupia się nad muskulaturą i motoryką ruchu konia, a także nad uczeniem go szybkiej, uważnej reakcji na pomoce jeźdźca- do czego również przydatne są pojęcia z natural horsmenship, a nieodzowny dobry timing i umiejętność odczytywania reakcji konia.
Nauka nowych elementów rozpoczyna się z ziemi, o czym mówił np. mistrz jeździectwa klasycznego (nie nowożytnego, które z klasyką ma niewiele wspólnego)- Philippe Karl. Potem, kiedy siadamy na konia jest on już przygotowany na nowe wyzwanie- zostaje nam tylko umiejętnie połączyć sygnały dawane z ziemi z pomocami jeźdźca.
 Oczywiście jesteśmy w stanie nauczyć konia np. ustępowania od łydki z siodła. Filarem jest jednakże, tak jak i w warunkowaniu z ziemi- umiejętność odpuszczenia w odpowiednim momencie. Trzeba sobie zadać tylko pytanie: w którym miejscu jesteśmy w stanie łatwiej i precyzyjniej zadziałać na rumaka? Stojąc obok czy siedząc na nim?

Metody naturalne są tak skuteczne i trwałe, dlatego, że są zgodne z psychiką, behawiorystyką i emocjami koni. Są logiczne, oparte na nauce mowy ciała czterokopytnych. Człowiek, przewyższający konie inteligencją szybciej nauczy się języka tych zwierząt, niż one skojarzą jak odczytywać nasze komendy. Dlatego, działając w oparciu o naturalne uwarunkowania koni, nie musimy wyuczać ich tych wszystkich rzeczy, jakich oczekujemy. Znając końskie zachowania praca staje się dla nas łatwiejsza i przyjemniejsza- zarówno stojąc obok jak i siedząc na grzbiecie.

Podsumowując:
Warto czerpać z wszystkiego, to co najlepsze: co wpływa na zdrowie, zadowolenie, rozwój i bezpieczeństwo koni. Należy łączyć zdobywane informacje,  bo jak już uzasadniłam- współpracując z żywym stworzeniem nie możemy ani zaniedbać aspektów fizycznych ani behawioralnych. Nie twórzmy sobie uprzedzeń ani stereotypów. Uczmy się całe życie!


sprawdzenie posłuszeństwa konia w pracy bez ogłowia to satysfakcjonujące przeżycie! Me&Joki 2013r.



Wyczucie w pracy z końmi


Czym jest timing? To wyczucie, czas reakcji, intensywność reakcji, moment nałożenia presji i jej odpuszczenia w pracy z końmi czy też coś innego?

Słowo to jest zapożyczone z języka angielskiego i według mnie doskonale odzwierciedla cechę świetnego koniarza ( - czy też sportowca, np. tenisistki :) pewna osoba na pewno zrozumie, o czym mówię po użyciu tego porównania). Pozwolę sobie na umieszczenie cytatu:

"wybór precyzyjnego momentu do rozpoczęcia 
i wykonania jakiegoś działania z maksymalnym efektem" synonim: refleks
ciocia Wikipedia

Sukcesem w pracy z końmi opartej o ich naturalne instynkty jest moment odpuszczenia. O szybkim powodzeniu procesu nauki i budowania relacji mogą decydować sekundy, jeśli nie ułamki sekund. Chwila opóźnienia we wzmacnianiu reakcji (ogólniej mówiąc nagrodzie - w postaci odejścia presji lub zaspokojenia potrzeby) lub zbyt wczesne jej nastąpienie może wywołać efekt przeciwny od zamierzonego lub żaden.

By zobrazować to zjawisko na żywy przykład podam Promyczka. Sytuacja z ujeżdżalni, indywidualna jazda - Marcelinka nie była w stanie zakłusować. Radzi sobie świetnie z niejednym koniem, tym bardziej z Promykiem. Ale w tamtym momencie od około 10 minut dochodziła do momentu, w którym mocno szturchała go łydką i klepała bacikiem, a hucuł szedł coraz wolniej lub zatrzymywał się. Opowiem o naszym wpływie na sytuację i poradzie, jaką dostała ode mnie i od Artemis, która następnie na Promynia wsiadła:
Na początek poprosiłam Marcelinkę, żeby ustaliła sobie cel. Jeśli sytuacja się pogarsza i mamy chęć oraz możliwość ją naprawić, trzeba zacząć od nowa jak gdyby nigdy nic, ale przygotowanym na to, co może się zdarzyć. W Promyku nie było motywacji, gdyż za każdym razem, kiedy szedł do przodu - następowała prośba o szybszy ruch do przodu. Z kolei kiedy stawał - następowały te 2 sekundy wyszukiwanego odpuszczenia - co hucuł starał się osiągnąć i do czego dążył. Poprosiłam Marcelinkę, by zaczęła prosić go ładnie, tak jak zwykle - na Promyku naprawdę nie trzeba się wysilać, jest czuły z natury. Przy braku reakcji, powiedziałam jej, by wzmocniła pomoce a na sam koniec użyła argumentu jakim jest bacik. Kiedy Promyk opieszale ruszał, mówiłam o rozluźnieniu w rękach, ciele oraz braku jakiejkolwiek dalszej prośby ze strony Marcelinki. Hucułek próbował zatrzymać się jeszcze kilka razy.

Przyszła Diana, wsiadła. Zaprezentowała doskonały timing - odpuszczała w ułamku sekundy i korygowała szybko, jasno i wyraźnie już przy pierwszych zalążkach przeciwstawiania się czy nieposłuszeństwa. Hucułek raz dwa zaakceptował jej dominację i zrozumiał dokładnie, co ma robić, jakie są konsekwencje odwrotnego zachowania i jak najszybciej dążyć do wygody. Momentalnie się rozluźnił. Artemis wiedziała co się wydarzy zanim się wydarzyło, czytała bezbłędnie konia i tak samo bezbłędnie reagowała. Za sprawiedliwe traktowanie konie odwdzięczają się tak samo. Ulegają szybko, ponieważ w naturze nie ma czasu na opieszalstwo. Nie reagujesz - giniesz. Co pięknie wyjaśnia inne zjawisko, jakim jest instynkt ucieczki.


 Wracając do tematu... Czas w pracy z końmi to abstrakcyjne pojęcie. Można je rozumieć w kilku różnych znaczeniach:

  • czas jazdy: 45 minut. lonża dla poprawy kondycji i stanu mięśni: 30 minut. teren z instruktorem: 1,5 h, oprowadzka: 10 minut...

Za tą odsłoną nie przepadam. Jej przestrzeganie, chcąc nie chcąc, ułatwia jednak życie. Nie mówiąc o UPORZĄDKOWANIU. Słowu, które przechodzi mi przez gardło wtedy, kiedy mnie nie dotyczy. Cóż, może kiedyś do niego dorosnę? :)


  • nauka cofania, budowanie relacji, czytanie reakcji konia, spacer po lesie, obrządek wieczorny, czyszczenie konia, proces skupiania się...

I tu nie ma miary. Nie mogę podać czasu w minutach, godzinach, dobach... To jest czas, którego nie określam. Życie koni mija właśnie w tej drugiej opcji. One nie mają zegarka, żyją tu i teraz. Nauczyć się żyć tak samo wcale nie jest trudno, jest bardzo przyjemnie. Jednak nie jesteśmy końmi bez powodu.


Zważając na fakt, że te nieparzystokopytne są najbardziej spostrzegawczymi zwierzętami udomowionymi, o niezwykle szybkim czasie reakcji oraz sile wielokrotnie przewyższającej ludzką, mamy szansę na sukces z tymi zwierzętami tylko wtedy, kiedy używamy pofałdowanej części naszego ciała.

Jednak jeździectwo i ogólnie praca z końmi wymaga od nas pewnych cech fizycznych, chociażby po to, ażeby zwierzę przygotować do zostania tym chętnym i posłusznym barankiem. Dzięki metodom i postępowaniu zgodnymi z logiką występującą w przyrodzie, możemy "stworzyć" konia doskonałego, nawet dla kilkuletnich dzieci. Jednak aby do tego doszło, musimy mieć doświadczenie i rozwiniętą pamięć mięśniową. Przyda się szybkość reakcji, wyczucie, żonglowanie technikami, umiejętność czytania konia, równowaga mentalna i fizyczna, forma, dobra kondycja i zręczność, świadomość swojego ciała, obszerna wiedza, asertywność, pewność siebie, konsekwencja, cierpliwość. Cech można by było mnożyć. Ale z tego, co obserwuję, niemal każdy może stać się dobrym koniarzem - trzeba jednak bardzo chcieć i nieustannie pracować nad sobą.
Wyjątkowo ważny byłby jednak poświęcony CZAS.

Hubertus 2013

Odnośnie poświęcania czasu, a nie samego timingu - komentarz do powyższego zdjęcia.
Tzw. sztuczek można nauczyć każdego konia - odruchy warunkowe wymagają w końcowym etapie jedynie utrwalania. 
Konie w naturze przeciwstawiają się naciskowi, gdyż może im zagrażać - ich ustalonej pozycji w hierarchii, wygodzie lub nawet życiu. Kiedy koń spodziewa się, co następuje po wywołaniu nacisku (a mianowicie odpuszczenie w chwili reakcji), poddaje się mu. Dzieje się tak, kiedy używa "myślącej" części swojego mózgu, czyli lewej półkuli. Szczegóły następnym razem, gdyż temat jest obszerniejszy niż rzeka.
(przypomnijmy o fenomenie rozproszenia uwagi, braku reakcji na wcześniej doskonale wyuczone komunikaty i gesty, stan mentalny, priorytet: przetrwać)
INKA MAM REWELACYJNY FRAGMENT Z KSIĄŻKI "ZROZUMIEĆ ZWIERZĘTA"- PASUJE JAK ULAŁ - dobrze, to wstawisz w kolejnym poście, Art. ;)

Nauka może potrwać krócej lub dłużej - wszystko zależy od indywidualnych czynników związanych zarówno z koniem, jak i człowiekiem.
Kiki i ja uczymy się powoli. Nauka ukłonu była rozłożona na kilka minut w ciągu kilku tygodni. Pokazywała dokładnie, jak relacje wpływają na reakcje - gdzie są nasze granice i jaki niezwykle dobry wpływ mają krótkie sesje. Rzecz okazała się prosta jak bułka z masłem - jeśli tylko poświęciliśmy wcześniej czas na naukę ustępowania od nacisku i opanowaliśmy rzecz jasna kilka innych podstaw, o których także napiszę kiedy indziej.

Proces nauki kłaniania:
-na początek przyzwyczaiłam konia do dotyku nóg, potem prosiłam hucułka aby podawał nogę, nic więcej (nie miałam jeszcze ukłonu w zamyśle, ale nadal jest to pewien etap przyczyniający się do końcowego)
-potem zaczęłam wywierać nacisk na przedramię do momentu, aż ustąpiła (czyli przesunęła nogę, nie napierała ani nie zapierała się czy denerwowała)
-następnie hucułek stawiał nogę coraz bliżej tylnej
-aż pewnego razu w boksie pomyślałam, że mam ochotę na ukłon i voila!

Każdy następny raz był chętny i spokojny. Jeśli takiego konia mamy przed, podczas i po wykonaniu prośby - odnieśliśmy już sukces.

Przy okazji chciałabym przytoczyć punkt z zasad pochodzących ze skryptu JNBT, którego jednak nie jesteśmy w stanie dobrze spełniać, jeśli nie ma w nas miłości do koni - do ich "stylu życia", do spędzania z nimi czasu poprzez zwykłe, niewymagające niczego towarzystwo. One ze sobą nie przebywają tylko wtedy, kiedy czegoś od siebie chcą.
Spędzają część czasu po prostu "dzieląc przestrzeń".

 Największym prezentem jaki możesz podarować koniowi jest twój czas.  
Budowanie partnerstwa, bez którego nie ma mowy o jeździectwie naturalnym wymaga czasu i bynajmniej nie oznacza to czasu poświęconego tylko na szkolenie lub jazdę. Po prostu znajdź czas na wspólny relaks z koniem, a nie tylko na naukę lub tylko twoją przyjemność.  
                                                                                            JNBT

czwartek, 2 stycznia 2014

Przedstawiamy Wam Makoszkę część 2

Jako iż jestem mistrzem internetów, nie mogłam dodać (jakim cudem?) akapitu pod zdjęciem, więc kontynuuję tutaj :)

Za Kadarką stoi w podwójnym boksie Azja i Tyrania
Azja to siła spokoju, niewzruszona, nie wyobrażacie sobie jakie rzeczy się na niej robiło! Kobyła stoi i usypia, pozwala niemal na wszystko. Zastanawiam się czy to nie jest stan katatoniczny? Kiedy z Inką wniosłyśmy ciekawą rzecz do boksu (chyba jakąś reklamówkę) Azja nagle "obudziła się" i zaczęła głośno "chrapać/sarkać", niepewnie odsunęła się w kąt. Natomiast po chwili można jej to było założyć na głowę. Pytanie- czy tak szybko się odczula, czy "zamyka się w sobie"? Nie wiem, ale jej zachowanie powoduje, iż jest koniem IDEALNYM do rekreacji. Protestuje czasem przy zakładaniu ogłowia. Co do jazdy- osobiście nie przepadam siedzieć na jej grzbiecie. Natomiast ma rzeszę fanów kochających ją za ten spokój i bezpieczeństwo jakie gwarantuje. No i za jej szalony dziki galop of course! :D



Azja pod Karoliną M., zgrana z nich parka! :)


Tyrania- słynie z miękkiego kłusa, ale z powodu jej charakteru - dość trudnego, niewielu zasmakowało jej cudownego galopu. Stąpa nie poruszając wręcz grzbietem, siedzi się jak na fotelu :) Ma wielu fanów, ale też przeciwników, bo kobyła na jazdach kombinuje- zjeżdża ze śladu, wymyka sie spod kontroli. Jednak kto sprowadzi ją do porządku- może rozkoszować się magicznym wysiadywanym :)


Ja na Tyrani, o dziwo anglezowanym :)

Hopka z 2012r, Tyrcia pode mną


Dalej stoi Kałach- siwy kucyś powstały ze związku szetlanda Lulusia oraz duużej klaczki w typie zimnokrewka- Łatki :) Kałaszek fenomenalnie skacze, jeśli się z nim dogada- kucyś odda wiele serducha. Natomiast gdy wyczuje niepewnego delikwenta, jazda skończy się ucieczką do stajni, na pole tudzież bliskim spotkaniem jeźdźca z glebą :)


Kucyk pod Julką S. obozy 2012r. Jak się Kałach odbije to nie ma wała we wsi!


No i potem stoi Lullo- jedyny Makoszkowy ogier, z którym związane są różne szalone historie :)


w towarzystwie Kini A. Oczywiście na dwóch lonżach... :)


W drugiej stajni stoją poczciwe staruszki na emeryturce.
Łata, była głównodowodząca w stadzie, jednym sprawnym skuleniem uszu i konkretnym laniem ustawiająca pod sobą niemal każdego konia, znana na jazdach z "kilerów":


pod Inką! wrahahahahahha :D


Amarant, dziadek inochodźca, tkający i głośno rżący, szczególnie, jak widzi wiaderko z wodą (których potrafi wypić kilka pod rząd, a wody nigdy mu nie brakuje!), o nieciekawej dalekiej przeszłości, stadna omega:


pode mną :)


I klacz Kaja, której zdjęcia niestety nie mam, sucha, szybka gniadoszka o wyglądzie kuhajlana, czujnych oczach i drugim kłębie na wysokości zadu, ukochana Amusia której nie odstępuje na krok i broni jak największego skarbu

oraz koń prywatny:
Promyczek- hucułek należący do Marcelinki, wzmianka o nim pewnie nie raz jeszcze tu zagości!
Razem z Inką pomykają hucułami w tereny. To wyjątkowy łobuz, inteligentny jak na hucuła przystało, niezywkle wrażliwy na pomoce jeśli tylko zechce.


hucuł Promyk z Właścicielką Marceliną Cz.


Ostatni boks w małej stajni zajmują szetlandzinki oraz ich kary źrebol ogr :)



pod najmłodszymi Makoszkoholikami :)


To tyle obecnych bywalców :)

Teraz w skrócie opiszę co się działo w grudniowy pobyt! (to, co pamiętam) Przepraszam, że tyle naraz ale po weekendzie dojdą nowe rzeczy do opisania, więc zrobię swą powinność na bierząco ! :)

Piątek, 27 grudnia 2013r.
Kaja i Marcelinka ruszyły hucułami do lasu, ja wylonżowałam Beziulla oraz Jokasię, a następnie wsiadłam na Jokasię, na stęp i kłus. Była grzeczna, chętki do ponoszenia niwelowałam w zarodku, skończyłyśmy obie rozluźnione i zadowolone. Wieczorkiem lonżowałam Kadarkę, a Inka- Pasia.

Sobota, 28 grudnia
Z rana były jazdy, ma bogini przydzieliła mi Jokastę <3 Jazda była bardzo ogarnięta, wszyscy się starali. Jestem zachwycona kompetencjami i sposobem przekazywania wiedzy u mej bogini! Konsultacje wniosły sporo pozytywnego :) Miałam zagalopowania, ale Jokasia jak zwykle energii niespożytej zapasik schowała. No więc, zgodnie z zasadą, galopowałyśmy kobyłkę póki sama nie wykazywała inicjatywy przejścia do niższego chodu, a nawet jeszcze dłużej. Trochę to trwało, mały przecinak łatwo się nie poddaje :)
Po południu dostałam Pasia żeby go w miare możliwości skorygować. Buncik był tylko przy zagalopowaniu. Skończyłam sesję po posłusznym zagalopowaniu i wykonaniu więcej niż 2 fouli :) No, prawie co nie sięgnęłam granic możliwości Pręgowanego! Aż mu zrobiłam wcierkę, dodatkowa miarka owsa i derka of course!

Co Inka robiłaś tego dnia? Weź no napisz, bo jak babcię kocham, umknęło mi!
Aaach, już wiem :)
Zrobiłyśmy hucułowi challenging! Najpierw skłoniłyśmy ją do galopu luzem, udało się bez przesadnie podwyższonej energii. Potem były skoki przez rowy na linie, następnie skoki przez kłody pod jeźdźcem, czyli pode mną :) Inka kontrolowała Kiki, ja zaś miałam być jedynie sprawnym balastem. Najazdy były dość zarośnięte więc czasem odbcie następowało ze stępa, no ale cóż: zakończyłyśmy prawie że idealnym skokiem- zbalansowanym, bez opóźnienia. :)

Niedziela, 29 grudnia
Kaja i Marcyśka znowu poszły w las. Ja zostałam i baardzo sie cieszę, bo miałam jedną z przyjemniejszych jazd w życiu, na Sasi rzecz jasna! Kobyła pokazała mi dobitnie co to jest bezwysiłkowy kłus, miękki kontakt i rozluźniony kręgosłup- z odcinkiem szyjnym włącznie. Uwielbiam jeździć na tym koniu! Endorfiny mnie rozsadzały więc na stępa pojechałyśmy na pastwisko staruszków (takie z laskiem i bajorkiem).
Potem ruszyłam Bezia. Sztywnus z niego :C Szkoda konia, uważam że ma fajny charakter i budowę do współpracy, natomiast świadome stawianie nóg to kwestia czasu i pracy. Skończyłam jazdę po eleganckim zagalopowaniu na prawo i rozluźnieniem szyi (a'la żuciem z ręki) w kłusie- coby się mu dobrze na przyszłość skojarzyło. Honorro chce, trzeba tylko dawać mu szansę.

a wieczorem.... siodlarnia błyszczała! 4 godziny zamiatania każdej cząsteczki kurzu opłaciła się... Nie widziałam siodlarni makoszkowej w lepszym stanie! Cały sprzęt wypastowany, wszystkie rzeczy uporządkowane (popręgi: od najdłuższego do najkrótszego; kantary- rozmiarowo), stare wędzidła, podkowy- WSZYSTKO. Inka zgraj no zdjęcie z telefonu!

Poniedziałek, 30 grudnia
Rano jazda z boginią. Na Kadarce :) Częściowo już opisana pod portfolio kobyły :) Bez bryków się nie obyło, ale jestem zadowolona, tak czy siak, bo pod koniec kobyła chodziła jak złoto! ZAKŁADAJCIE NA KADARKĘ WINTECA JAK SASIA NIE CHODZI :)
chamski, wtrącajacy się dopisek Inki:
jeździłam na Bejusiu i odblokowałam kilka blokad. panowanie nad sytuacją nie musi być ani stresujące, ani bardzo wymagające. bo kiedy koń chce i jeździec chce, wystarczy pozwolić sobie na ruch, a nie myśleć o wszytskim, co może pójść nie tak. a zwłaszcza nie trzeba aż tak kombinować! :) o tym chyba dowiaduje się nie tylko jeździec pod każdym koniem (bo każdy jest dobry, aby się czegoś nauczyć) ale także niejeden koń pod pewnym i świadomym jeźdźcem!
Po południu.. hihi tajemnica :) powiem tylko, że jestem ogromnie wdzięczna za zaufanie <3


Koniec tego posta, uff, pisałam go 2 godziny. No ale będzie pamiątka! :D
Do napisanka!


Przedstawiamy Wam Makoszkę

Jeśli dodawanie postów pójdzie dalej z takim samym tempem to chyba mi internetu nie starczy :)
No ale: zaległości nadrobić trzeba, potem z górki- sukcesywnie na bieżąco!

Postanowiłam opisać Makoszkowe koniuchy i nasz grudniowy pobyt w Makoszce w dwóch kolejnych postach.

Zacznijmy od Pasia- fiordinga, idealnego do hipoterapii, spokojnego kucynia, ale do czasu- bo gdy ktoś przestaje go prowadzić i postanawia jeździć, musi mu dobitnie okazywać swą wyższą pozycję :) Pasiasty tym mniej zdecydowanym jeźdźcom po prostu odmawia współpracy- zaczyna się cofać, kopać inne konie, zjeżdżać do środka. Jeśli natomiast przemówi się mu do rozsądku i zniweluje takie pomysły w zarodku to otrzymamy fajnie ujeżdżonego kuca, z niewielką chęcią do ruchu na przód :)



Ja na Pasiastym, pierwsze ferie w Makoszce



Następnie stoi Tuhajbej- najwyższy koń w stajni, małopolak. Z naszych nieprofesjonalnych wyliczeń dałyśmy mu 170 cm w kłębie :) (o "głowę" wyższy od Inki). Bejuś ma wielu fanów, nie ma co się dziwić- to dobrze ułożony koń, z którym da się dogadać. Czasami jednak robi piruety i zwroty na poziomie wysokich klas konkursowych, szkoda tylko, że bez prośby jeźdźca. Jest też słabo wygimnastykowany- pewnie jego sztywność pochodzi od problemowej lewej łopatki.


Tuhajbej pod Kingą A., Makoszka 2013r.


Następny stoi konik prywatny, potem Kikiszon, którego opisuje Inka :)

Dalej, najprzyjemniejszy koń do jazdy na jakim kiedykolwiek jeździłam- haflingerka Sasanka.
Klaczka ma niesamowicie wygodne chody, bardzo ładny ruch, jest świetnie ujeżdżona, czuła i uważna. Na niej można znaleźć prawdziwie satysfakcjonujący kontakt- w rękach nie czujesz prawie nic, natomiast widzisz jak koń odpuszcza w potylicy i reagując na dosiad samoistnie się ustawia. Chętna do współpracy, "lekka"- koń ideał dla osoby bardziej zaawansowanej. Natomiast pod bardziej początkującymi kobyłka się buntuje- staje w miejscu i podrzuca zadem. To tak naprawdę wina braku konsekwencji- odpuszczenie w momencie bryknięcia szybko uwarunkowało u niej takowe zachowanie. Jeśli koń bryknie i poczuje, że dzięki temu nie musi już pracować- z pewnością spróbuje to powtórzyć. Wystarczy kilkakrotne uświadomienie Sasi, że to nie będzie przynosiło efektu,  a potem- że nie będzie tolerowane i izabelka szybko zaprzestaje takim działaniom. Według mnie- szkoda poświęcić tak niesamowitego konia do szkółki, ale! niechby! każdy niech ma szansę sam się przekonać dlaczego tak Sasulca wychwalam!


Ja na Sasi, wakacje 2013 r.


Potem stoi Honor (Bezik, Juczny Muł, Osioł)- kochany siwek, młodziutki, grzeczniutki. W boksie istna maskotka, możesz sie czołgać między nogami. Bardzo ciekawski- najchętniej wszystko by wąchał i brał do pyska. Na jazdach do niedawna miał problem z wyciąganiem wodzy, teraz robi to coraz rzadziej. Niestety praca pod wieloma jeźdźcami spowodowała u niego sztywność grzbietu i szyi, jednak po odpowiednio przeprowadzonej rozgrzewce chłopak szuka rozluźnienia. Uważany jet w Makoszce za fajtłapę i pierdołę :) Jego świadomość gdzie stawia nogi jest naprawde dość ograniczona... a może koń po prostu potrzebuje czasu i większych niż standardowo nakładów pracy? Kto wie, może za x lat Bezio wszystkich zaskoczy bezbłędnie przejechanymi parkurami klasy CS? :D


bezbłędne zatrzymanie w wykonaniu Bezika pod Julką S. oraz obok Inka nie może wyjść ze zdumienia :)


bezbłędny skok mistrza Bezika oraz reakcja u publiczności :D


chcieć znaczy móc! :D Bezik pod Julką skacze krzyżaczek w najwyższym punkcie :) Ale technika ładna!


Za Honorrem stoi moja miłość, której poświęcę oddzielnego posta! :)


ja na ukochanej Jokaście, obie rozluźnione :)


Dalej stoi Kadarka- ruda, o charakterze adekwatnym do koloru sierści :) Ma w sobie potencjał i zadzior, jest idealna dla zaawansowanych jeźdźców, gdyż robi to:
mini mini bryczki, Kadarka szaleje tak nie tylko pod moim ciężkim zadem :)


Klacz wspaniale pracuje zadem, niestety jest twarda w pysku. Ma miękkie chody, okrągły galop. Dopiero w grudniowym pobycie odkryłam jak rewelacyjnie reaguje na półparady, ustawienia na zewnętrznych pomocach. Co prawda musiałam dać jej się wygalopować i wybrykać, ale ostateczny efekt był tego wart: koń zaczął iść okrągły w potylicy, wyraźniej akcentować wykrok. Kadarka rewelacyjnie skacze, ma jednak tendencję do wyłamywań. Cytując wierszyk o niej: "Często budzi przestrach u dzieci obozowych, lecz wsiadaj na nią śmiało, jeśli chcesz doświadczeń nowych" :).



Kadarka pode mną, Makoszka - majówka 2013r.


Kadarka pode mną, zdjęcie ukazuje zdecydowanie jej potencjał skokowy, nie mój :) Doublebare 110 cm, Makoszka 2012r.






Jako że jestem ciapą pozwalam Ince na zakończenie części pierwszej tym oto zdaniem c: