A ja popieram filozofię Ani
*
*
*
Ani jedni, ani drudzy nie mają racji :) [pamiętny suchar]
A teraz całkiem serio i poważnie: zawsze należy znaleźć złoty środek. Uważam internetowe kłótnie i spory na tematy "czy wędzidło to narzędzie tortur" za pozbawione sensu i logiki. Błagam- nie popadajmy w skrajności.
Nie nawidzę kategoryzowania ludzi na "naturalowców" i "klasyków".
Pragnę zaznaczyć, że aby koń był zdrowy i bezpieczny musimy mieć obszerną wiedzę zarówno na temat jego biomechaniki jak i psychiki. Jedno nie istnieje bez drugiego. Podaję obrazowy przykład:
Koń posłuszny, ale pozbawiony mięśni nie wytrzyma kilkugodzinnego rajdu.
Koń umięśniony, ale nieposłuszny- brykający, kopiący, gryzący- spowoduje że to jeździec nie będzie mógł wytrzymać.
Jak to mawia Pani Ewa Łobos: dążymy do tego, żeby koń był jak najprzyjemniejszy do jazdy.
Czy niegrzeczny koń będzie przyjemny w jeździe?
A ten z wadliwą biomechaniką ruchu i spiętym ciałem?
Wniosek nasuwa się sam: wyszkolenie konia nierozłącznie składa się z aspektów psychofizycznych. Od nas zależy tylko, jaką metodę obierzemy. Znajomość odróżniania problemów z ciałem od tych z psychiką jest niezbędna do jej doboru. Czy postanowimy rozluźnić wierzchowca ćwiczeniami warunkującymi, czy też wygalopowaniem na torze do galopu- zależy od źródła spięcia. Zwykle jednak możemy zaobserwować powiązania: z rozluźnionym duchem idzie rozluźnienie ciała, a z rozluźnionym ciałem- rozluźniony duch.
Zrównoważony koń w rozluźnieniu. Praca z takim wierzchowcem to czysta przyjemność! Ja i wałach Batang, trening 2013r. |
Jeszcze raz odwołam się do Pani Łobos. Podziwiam w niej m.in. to, w jak idealnie zorganizowany sposób łączona jest przez nią dbałość o psychikę i ciało konia.
Najpierw rozwiązywane są problemy behawioralne. Pracując z ziemi ustala się z koniem odpowiednie relacje, bez których dosiadany wierzchowiec mógłby przeciwstawiać się sygnałom jeźdźca.
Z kolei skupia się nad muskulaturą i motoryką ruchu konia, a także nad uczeniem go szybkiej, uważnej reakcji na pomoce jeźdźca- do czego również przydatne są pojęcia z natural horsmenship, a nieodzowny dobry timing i umiejętność odczytywania reakcji konia.
Nauka nowych elementów rozpoczyna się z ziemi, o czym mówił np. mistrz jeździectwa klasycznego (nie nowożytnego, które z klasyką ma niewiele wspólnego)- Philippe Karl. Potem, kiedy siadamy na konia jest on już przygotowany na nowe wyzwanie- zostaje nam tylko umiejętnie połączyć sygnały dawane z ziemi z pomocami jeźdźca.
Oczywiście jesteśmy w stanie nauczyć konia np. ustępowania od łydki z siodła. Filarem jest jednakże, tak jak i w warunkowaniu z ziemi- umiejętność odpuszczenia w odpowiednim momencie. Trzeba sobie zadać tylko pytanie: w którym miejscu jesteśmy w stanie łatwiej i precyzyjniej zadziałać na rumaka? Stojąc obok czy siedząc na nim?
Metody naturalne są tak skuteczne i trwałe, dlatego, że są zgodne z psychiką, behawiorystyką i emocjami koni. Są logiczne, oparte na nauce mowy ciała czterokopytnych. Człowiek, przewyższający konie inteligencją szybciej nauczy się języka tych zwierząt, niż one skojarzą jak odczytywać nasze komendy. Dlatego, działając w oparciu o naturalne uwarunkowania koni, nie musimy wyuczać ich tych wszystkich rzeczy, jakich oczekujemy. Znając końskie zachowania praca staje się dla nas łatwiejsza i przyjemniejsza- zarówno stojąc obok jak i siedząc na grzbiecie.
Podsumowując:
Warto czerpać z wszystkiego, to co najlepsze: co wpływa na zdrowie, zadowolenie, rozwój i bezpieczeństwo koni. Należy łączyć zdobywane informacje, bo jak już uzasadniłam- współpracując z żywym stworzeniem nie możemy ani zaniedbać aspektów fizycznych ani behawioralnych. Nie twórzmy sobie uprzedzeń ani stereotypów. Uczmy się całe życie!
sprawdzenie posłuszeństwa konia w pracy bez ogłowia to satysfakcjonujące przeżycie! Me&Joki 2013r. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz