|
10 GM, "Jedziemy do nowego domu, Kiki..." |
|
Doprowadzamy się do porządku |
|
Coś przyjechało! |
|
Odwiązujemy i w drogę, ostatni raz w stajni |
|
Ostatnie spojrzenie na ukochaną Makoszkę |
|
Hucuł zapakowany? No to jedziemy |
Zostało tylko się pożegnać :)
Uff... Po wszystkim! Kiki w nowym domku, ja we Włodawie. Zamykamy
pewien wyjątkowy rozdział życia. Łzy poleciały, pot też. Ładowałam hucułkę
około 45 minut. Byłoby krócej, gdybym nie zastosowała ani razu nacisku na
łebek, jak planowałam. Lina przy przyczepie miała być luźna od początku do
końca, a niestety kilka razy się napięła. Od rana miałam martwiące chochliki w
brzuchu. Nigdy wcześniej nie wiozłam konia bukmanką ani nie wprowadzałam do
niej. Oczywiście znając sposób końskiego rozumowania wiedziałam doskonale, co
mam robić, aby wstępnie ją zainteresować, "pozwolić" jej wejść i
pokazać fajną miejscówkę z żarciem gratis. Ewentualnie, jeśli się nie spodoba,
to wracamy do szkoły: czyli zwroty, przejścia, szybko, skup się, dużo latania i
całkiem niefajnie tam na zewnątrz. Tak naprawdę weszła po kilkunastu minutach,
tyle że pozwoliłam jej na wyjście. Win to win - cudowna metoda omawiana na
kursie. Dziękowałam mojemu nowemu pensjonatodawcy za wyrozumiałość :).
Wchodziłyśmy i wychodziłyśmy ze 3 razy, a za ostatnim hucuł zdecydował zostać.
Podłapałam pomysł, dałam kilka łakoci dodatkowo i zamknęliśmy rampę. Może nie
było po mnie widać, ale trzęsłam się w duchu jak galareta. Przeżywałam
intensywnie - jej szeroko otworzone oczy, napięte mięśnie zadu, nerwowo obracającą
się głowę na samym początku. Na szczęście uwagę od nietypowego miejsca, w którym przyszło jej się
znaleźć, odwracała co rusz siatka z sianem. Trajler jest niewielki, podzielony
ścianką (na dwa konie), więc było ciasno. Podczas drogi zrobiliśmy przerwę, żeby
zajrzeć do Kiki – była bardzo spocona. I mimo, że cały czas wydawałam się mieć
spokojny, pewny głos i opanowaną mowę ciała, to byłam niewiele mniej spocona ze
stresu.
Przyczepka stoi sobie na podwórku, więc będę mogła porządnie ją przygotować do przyszłych podróży :).
Jestem świadoma, że nie zasłużyłam sobie jeszcze w jej oczach na
miano pewnego, niezaprzeczalnego przywódcy - ale na pracę nad dominacją mam
jeszcze czas. Najpierw muszę jeszcze sporo nad sobą popracować, a szczególnie
nad świadomością swojego ciała i wysyłanych przezeń sygnałów. Dzisiaj – to jest
w poniedziałek, przyjechałam do klaczuchy na godzinkę, żeby wziąć małą na
spacerek. Ona jeszcze nie wychodzi luzem, więc zabrałam ją na linie. Byłam
słupkiem kontrolnym – pozwalałam jej zwiedzać i oglądać nowe otoczenie bez
większej ingerencji. Podeszłyśmy do stadka pobratymców i przywitała się innymi
gniadoszami z dozą niezadowolenia. Przezabawnie wpatrywała się w nich swoimi
okrąglutkimi, ciemnymi oczkami – a po chwili, obwąchując któregoś ze źrebaków,
machnęła głową z takim jakby niesmakiem, jak gdyby mówiła: „Cóż to za pokraczne
towarzystwo! Już nawet Bezia bym zniosła, ale to tutaj…” Ach, ta skłonność do
antropomorfizacji. Napiła się ze zbiornika, okrążyła ze mną z dwóch stron
podwórko, została z grubsza wyczyszczona i wróciłyśmy do boksiku, w którym
zostawiłam jej na sianku jabłkową niespodziankę. Może w środę uda mi się do
niej wpaść, chociaż wątpię, żeby znalazł się czas.
Zdjęcia niebawem! APDEJT: zdjęcia powyżej, dzięki Marcelinka!
Do Makoszki jeszcze jakieś 4 miesiące :c… Kurs z Justyną Rucińską
w Jasminum w kwietniu. A kiedy te nieszczęsne L2? Kurczę, żeby się w lubelskim jakaś
chłonąca światłość JNBT stajnia znalazła…
|
Ekhm, wzrok Kaju! Przed siebie! Idrys, Kurs JNBT L1, Jasminum grudzień 2012 |
No, kochani – miłego i bezbolesnego tygodnia! Koniuchowych snów. Sasia z dedykiem dla Dianki (zdjęcie Martyny J.) i wszystkich jej miłośników! - interpretacja dowolna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz