Z czym je się je?


Blog został założony przez Inkę, swego czasu zawziętą Makoszkowiczkę. Tam kupiła pierwszego konia i poznała wyjątkowych ludzi, a między innymi uzależniającą jak same zwierzęta Artemidę. Pokazała jej stronkę i tak oto bazgrzą coś we dwie!
Inka ma lat 19, Arcia 18, łączyło je chodzenie do klasy biologiczno-chemicznej i posiadanie (z szacunkiem dla naszych wierzchowców) koni - och, pardon - stworka huculskiego i konia prawie hanowerskiego :). Mieszkają na wschodzie Polski, na dwóch krańcach województwa lubelskiego. Powinny zajmować się szkołą, nauką, obowiązkami... Ale jeszcze kiełbie im we łbie i nieraz spędzanie czasu z końmi i tym, co z nimi związane jest ich słodką ucieczką od codzienności. Interesują się tworzeniem (rysunkiem, pisaniem, etc.) a także psychologią, etologią, komunikacją międzygatunkową i hipologią oczywiście.

Blog skupia się na ich końskopochodnych przemyśleniach oraz doświadczeniach.

Zdjęcia, jeśli nie należą do nas, udostępniane są dzięki uprzejmości ich autorów.

poniedziałek, 17 lutego 2014

W drodze nad Białe...

10 GM, "Jedziemy do nowego domu, Kiki..."

Doprowadzamy się do porządku

Coś przyjechało!


Odwiązujemy i w drogę, ostatni raz w stajni

Ostatnie spojrzenie na ukochaną Makoszkę
Hucuł zapakowany? No to jedziemy

Zostało tylko się pożegnać :)


Uff... Po wszystkim! Kiki w nowym domku, ja we Włodawie. Zamykamy pewien wyjątkowy rozdział życia. Łzy poleciały, pot też. Ładowałam hucułkę około 45 minut. Byłoby krócej, gdybym nie zastosowała ani razu nacisku na łebek, jak planowałam. Lina przy przyczepie miała być luźna od początku do końca, a niestety kilka razy się napięła. Od rana miałam martwiące chochliki w brzuchu. Nigdy wcześniej nie wiozłam konia bukmanką ani nie wprowadzałam do niej. Oczywiście znając sposób końskiego rozumowania wiedziałam doskonale, co mam robić, aby wstępnie ją zainteresować, "pozwolić" jej wejść i pokazać fajną miejscówkę z żarciem gratis. Ewentualnie, jeśli się nie spodoba, to wracamy do szkoły: czyli zwroty, przejścia, szybko, skup się, dużo latania i całkiem niefajnie tam na zewnątrz. Tak naprawdę weszła po kilkunastu minutach, tyle że pozwoliłam jej na wyjście. Win to win - cudowna metoda omawiana na kursie. Dziękowałam mojemu nowemu pensjonatodawcy za wyrozumiałość :). Wchodziłyśmy i wychodziłyśmy ze 3 razy, a za ostatnim hucuł zdecydował zostać. Podłapałam pomysł, dałam kilka łakoci dodatkowo i zamknęliśmy rampę. Może nie było po mnie widać, ale trzęsłam się w duchu jak galareta. Przeżywałam intensywnie - jej szeroko otworzone oczy, napięte mięśnie zadu, nerwowo obracającą się głowę na samym początku. Na szczęście uwagę od nietypowego miejsca, w którym przyszło jej się znaleźć, odwracała co rusz siatka z sianem. Trajler jest niewielki, podzielony ścianką (na dwa konie), więc było ciasno. Podczas drogi zrobiliśmy przerwę, żeby zajrzeć do Kiki – była bardzo spocona. I mimo, że cały czas wydawałam się mieć spokojny, pewny głos i opanowaną mowę ciała, to byłam niewiele mniej spocona ze stresu.
Przyczepka stoi sobie na podwórku, więc będę mogła porządnie ją przygotować do przyszłych podróży :).

Jestem świadoma, że nie zasłużyłam sobie jeszcze w jej oczach na miano pewnego, niezaprzeczalnego przywódcy - ale na pracę nad dominacją mam jeszcze czas. Najpierw muszę jeszcze sporo nad sobą popracować, a szczególnie nad świadomością swojego ciała i wysyłanych przezeń sygnałów. Dzisiaj – to jest w poniedziałek, przyjechałam do klaczuchy na godzinkę, żeby wziąć małą na spacerek. Ona jeszcze nie wychodzi luzem, więc zabrałam ją na linie. Byłam słupkiem kontrolnym – pozwalałam jej zwiedzać i oglądać nowe otoczenie bez większej ingerencji. Podeszłyśmy do stadka pobratymców i przywitała się innymi gniadoszami z dozą niezadowolenia. Przezabawnie wpatrywała się w nich swoimi okrąglutkimi, ciemnymi oczkami – a po chwili, obwąchując któregoś ze źrebaków, machnęła głową z takim jakby niesmakiem, jak gdyby mówiła: „Cóż to za pokraczne towarzystwo! Już nawet Bezia bym zniosła, ale to tutaj…” Ach, ta skłonność do antropomorfizacji. Napiła się ze zbiornika, okrążyła ze mną z dwóch stron podwórko, została z grubsza wyczyszczona i wróciłyśmy do boksiku, w którym zostawiłam jej na sianku jabłkową niespodziankę. Może w środę uda mi się do niej wpaść, chociaż wątpię, żeby znalazł się czas.

Zdjęcia niebawem! APDEJT: zdjęcia powyżej, dzięki Marcelinka!
Do Makoszki jeszcze jakieś 4 miesiące :c… Kurs z Justyną Rucińską w Jasminum w kwietniu. A kiedy te nieszczęsne L2? Kurczę, żeby się w lubelskim jakaś chłonąca światłość JNBT stajnia znalazła…

Ekhm, wzrok Kaju! Przed siebie! Idrys, Kurs JNBT L1, Jasminum grudzień 2012


No, kochani – miłego i bezbolesnego tygodnia! Koniuchowych snów. Sasia z dedykiem dla Dianki (zdjęcie Martyny J.) i wszystkich jej miłośników! - interpretacja dowolna.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz