Z czym je się je?


Blog został założony przez Inkę, swego czasu zawziętą Makoszkowiczkę. Tam kupiła pierwszego konia i poznała wyjątkowych ludzi, a między innymi uzależniającą jak same zwierzęta Artemidę. Pokazała jej stronkę i tak oto bazgrzą coś we dwie!
Inka ma lat 19, Arcia 18, łączyło je chodzenie do klasy biologiczno-chemicznej i posiadanie (z szacunkiem dla naszych wierzchowców) koni - och, pardon - stworka huculskiego i konia prawie hanowerskiego :). Mieszkają na wschodzie Polski, na dwóch krańcach województwa lubelskiego. Powinny zajmować się szkołą, nauką, obowiązkami... Ale jeszcze kiełbie im we łbie i nieraz spędzanie czasu z końmi i tym, co z nimi związane jest ich słodką ucieczką od codzienności. Interesują się tworzeniem (rysunkiem, pisaniem, etc.) a także psychologią, etologią, komunikacją międzygatunkową i hipologią oczywiście.

Blog skupia się na ich końskopochodnych przemyśleniach oraz doświadczeniach.

Zdjęcia, jeśli nie należą do nas, udostępniane są dzięki uprzejmości ich autorów.

niedziela, 8 lutego 2015

Skała wylała

Są w życiu takie przełomowe momenty, że nagle się układa w określonym aspekcie.
Teraz idealnie idzie mi z końmi, a zaniedbałam swe zdrowie i "morlaność". Czyli stary porządek rzeczy przywrócony :) / :(

Złączyły mi się styki, jeździectwo układa się w logiczną całość, działanie mojego ciała układa się w logiczną całość i moi podopieczni wyglądają logicznie w całości.

To może być objaw totalnego narcynizmu i braku pokory, ale odezwał się u mnie i Bazia jeździecki geniusz, wirtuozeria wyczucia, lekki balans wrażliwości i zdecydowania, perfekcyjna pewność siebie i samodzielne podchodzenie do wyzwań. Po kolei.

Dzisiaj do wałacha przybyłam o 13, przywitana pięknym słońcem i z lekka obojętnym, łasym na smakołyki koniem.
Byli ludzie, goście, ciekawie przyglądający się siodłaniu i czyszczeniu, czego ja osobiście nie lubię, jeżeli mam konia nie przywołanego do porządku. Więc przywołałam go do porządku, a wiecie jak? Banalnie- totalne, proste, krótkie komendy. Idź tam gdzie patrzę, stój na wydech, zwrot gdy ci każę, kłus i ustępowanie, kiedy ja chcę, a wszystko to od jak najlżejszych spojrzeń i ruchów. Koń szybko się zreflektował, że znów z Pańcią ma do czynienia.

Siodłanie, wsiadanie- koń już zkminił, że ma stać i sie nie ruszać. Pierwszy plus, misiaku.
Wyjeżdżamy w trasę- i tutaj zdziwienie, jak soczysty jest owoc mojej zeszłej pracy- koń wyluzowany od pierwszego kroku. Wjazd do lasu, kłus na rozgrzewkę, w półsiadzie, nie dotykam pyska- głowa przy ziemi, wąchanie śniegu przez cały czas kiedy kazałam mu kłusować. Wydech (zero działania cialem- półsiad wciąż) i mam stęp. Brawo, misiaku, brawo!
 Potem survival (nie wspomniałam, że ostatnio jak sobie razem biegaliśmy to zrobiłam mu challenge- przedzierałam się między gęstwiną patyków i konarów, a koń się uczył radzić w takich warunkach), czyli na luźnej wodzy slalomy ->tutaj albo zdawałam się na niego i pozwalałam mu decydować, albo sugerowałam gdzie kierować kroki i on błyskawicznie reagował!
Z kolei wyjazd na dłuugą drogę polną: kontakt- miękki kłusik, luźny, w niskim ustawieniu, lekki galop i piękne przejście do kłusa (wysiedziałam!!!!)
W drugą stronę galop łzy wyciskający. Hiehie wypadło mi strzemię, tak mi wariatuncio wyrwał do przodu, ale złapałam je, spoko luz, konia pogłasiałam i wydechem zwolniłam, potem dosiadem i głosem, aż do galopu roboczego. Było twardo na dalszym odcinku drogi, więc kłus  (gorsze przejście bo byłam wytrącona z harmonii przez to głupie strzemię, nie idealnie włożone ;/ ), wyluzowanie w kłusie (mmmmm, do ziemi nosem), stęp i chrapy w stronę łąki skierowane.

A na łące....
AAAAAAAA!! CUDO!! Stado saren nam drogę przecieło, leniwie, jakby od niechcenia, a jednak jak zwinnie, jak płynnie, jak sielsko...


Zainspirowani tym baletem... zatańczyliśmy. Ja prowadziłam, nowocześnie, bo to on niby płeć męska. Ale co tam, oddał mi się w tańcu. Sunęliśmy, prawie (nie idealizujmy w końcu) każdy krok skontrolowany. Zygzak w stępie (TAK- ciągi, moi drodzy, ciągi. Zaufałam instynktowi, nie myślałam wtedy jak człowiek: słowami, tylko czułam) potem kłus- ustępowania od łydki, ale jakie! Lekkie, równe (lepsze w prawo niż w lewo ? LOL). Ćwiczenie wykonane:  (kłus) łopatka do wewnątrz, (stęp) trawers, (kłus) łopatka na drugą stronę, (stęp) trawers na drugą, zatrzymanie.AAAA!!!  JAK JA TO ZROBIŁAM? I TO SIEDZIAŁAM< CZUŁAM MIEDNICĘ, ŁYDKI, UDA, RAMIONA, ŁOKCIE, GŁOWĘ...

Tak, jestem z siebie dumna,
i skłamałabym mówiąc że z Bazia bardziej niż z siebie
przyznaję się
z całym narcynizmem i poczuciem wyższości jakie mam w sobie
(nie no żartuję)
Po prostu byłam fajna dla konia :) I zrozumiała (w 87%, a to dużo)
A on fenomenalnie przepuszczalny i lekki, podatny

 DZIĘKUJĘ!!!!!!!!!!!!!!!!



Ależ on przystojny ^^

"Heeej, Bazio, obudź się misiu!"

"Spierniczaj, Pańcia!" Tak podle budzić konia... :'(


Artemis (ktoś mnie może sprowadzić na ziemię, proszę?)
PS
serio piszę, autentyki, nie ściemniam
wrahahahahhahahahahaha

cukier, ty demonie, odejdź ode mnie bo masz na mnie zły wpływ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz