Z czym je się je?


Blog został założony przez Inkę, swego czasu zawziętą Makoszkowiczkę. Tam kupiła pierwszego konia i poznała wyjątkowych ludzi, a między innymi uzależniającą jak same zwierzęta Artemidę. Pokazała jej stronkę i tak oto bazgrzą coś we dwie!
Inka ma lat 19, Arcia 18, łączyło je chodzenie do klasy biologiczno-chemicznej i posiadanie (z szacunkiem dla naszych wierzchowców) koni - och, pardon - stworka huculskiego i konia prawie hanowerskiego :). Mieszkają na wschodzie Polski, na dwóch krańcach województwa lubelskiego. Powinny zajmować się szkołą, nauką, obowiązkami... Ale jeszcze kiełbie im we łbie i nieraz spędzanie czasu z końmi i tym, co z nimi związane jest ich słodką ucieczką od codzienności. Interesują się tworzeniem (rysunkiem, pisaniem, etc.) a także psychologią, etologią, komunikacją międzygatunkową i hipologią oczywiście.

Blog skupia się na ich końskopochodnych przemyśleniach oraz doświadczeniach.

Zdjęcia, jeśli nie należą do nas, udostępniane są dzięki uprzejmości ich autorów.

wtorek, 17 lutego 2015

Tydzień Arteminkowy

Tiaa, modeleczki po fitnessach

W poniedziałek wieczorkiem Kajucha przybyła do wielkiego miasta Ryce. Wyszła jej na przeciw (co prawda po jakimś czasie :P) Panna Dianna. Ach, radochy co-nie-mia-ra. I pyyyycha jedzonko w domciu!

We wtorek wstałyśmy jak tylko kur zapiał (czyli koło 9...) i pojechałyśmy do OlkoZolki. Poczyściłyśmy, ubrałyśmy arabkę, poszłyśmy na ujeżdżalnie - nieludzka Artemida wsiadła na walkirię i poczęła ją ujeżdżać. Jak się dziewuszki rozgrzały, Zolka miała za zadanie troszku się powyginać. Na rozstępowanie wsiadłam ja, a świadectwo mej obecności na Zoleczkowym grzbiecie jest na fanpejdżu :P. Kiedy już klaczka została rozebrana, Olka zademonstrowała sztuczki, które także zostały nagrane. I biegusiem do domciu z powrotem. Byłyśmy także na spacerku i na podwórkowej siłowni (spocone że aż pupy mokre, wcale nie od schodzenia ze zjeżdżalni na placu zabaw...). No, oczywiście nie minął nas MARATON...



W środę w południe byłyśmy już na Dzikim Wschodzie, Końcu Świata czy inaczej rzecz ujmując Metropoliji nad Bugiem... Czyli w moim rodzinnym mieście. Pojechałyśmy z cudną Ogotką w terenik po Polesiu i minęłyśmy bardziej arabią niż Zolka hucułkę Kiki (ach, ten ogon)...


JADĄ DZIOŁCHY

No, tak właśnie wyglądałyśmy podczas pierwszego kilometra... Ja mam jeszcze pełny plecaczek (woda i sok wypadły podczas galopów, o dziwo jajko na twardo zostało nienaruszone), nasze hipernowoczesne niewidzialne kaski zamieniły się w czapkę w moim przypadku, z kolei u Diany w kaptur... Toto srokate to kobyła Mafia należąca do "męża" Ogotki (ona robi zdjęcie), toto pierwsze kasztanowate to Doda a na niej Artemidka a toto drugie to Shakira, a na niej kolorowy stworek Inka. Po lewej pola i łąki, po prawej Bug drogie turysty!

Terenik z przygodami, JAJAMI, serduszkami o smaku pierniczków i pokruszoną kanapką z serem. No, i z krwawiącym moim noskiem... Shakira doszła do wniosku, że trzeba mi jakoś ten kulfon uestetycznić bryczkiem :)





Do tego zaliczyłyśmy trening pilatesu i godzinny spacerek po MIEŚCIE. W czwarteczek spanko do woli, potem pojechałyśmy do Kikulca. Wyczyściłyśmy dziką huckę, Dianki zboczeniem stało się wyginanie koni i kazanie im krzyżować nogi, więc maltretowanie mustanga nie ominęło... Siedziało na niej 3 ludki tego dnia i wyraźnie pokazała mi, że to ZA DUŻO PAŃCIA CHYBA ZWARIOWAŁAŚ, gryząc mnie w 4 litery. No, należało się... Jak to P. Iwona podsumowała któregoś razu - jedzenie jest, schronienie jest, kumple są a PRACY NI MA! Huculski raj... a ta Kajucha ma czelność przybywać raz na jakiś czas i sadzać na mnie znienacka na oklep jakieś inne dwunogie bezwłose cielska... Prrrh.
W kłusie moja podopieczna 7letnia straciła równowagę i się zsunęła, więc Artemis aby pocieszyć Zgredka wsiadła na tą Grand Prix gniadą ujeżdżeniówkę i zademonstrowała że też jest pupa nie jeździec i spadła tym komiczniej i pokazowiej :) hehe, Pani Trener... Kiki nie oszczędza nikogo, ale byłoby nudno gdyby nie była sobą ze swoimi niespodziewankowymi pomysłami!

Wróciłyśmy do domeczku po intensywnych konwersacjach anglojęzycznych, Dianka na 2 i półgodzinny trening, a ja na temperowanie i dokształcanie duchowe :). Cobym się do cna nie zepsuła a nawet zdziebeczko poprawiła!
Po 20 złączyłyśmy swe drogi ponownie, zrobiłyśmy HIPER BATONY z amarantusem z książki Julity Bator "Zamień chemię na jedzenie - nowe przepisy". No, w międzyczasie leciało sobie AM.







W piątek pożegnanie - ja na wykłady, Artemis na odchamianie do filharmonii w stolicy :) spędziłyśmy ze sobą ostatnie godziny w busie do Lublina i byebye na przystanku.
 I TAK TO MOI DRODZY!








PS. CZASEM WYGLĄDAMY TEŻ WYBITNIEJ NIŻ ZWYKLE :)




niedziela, 8 lutego 2015

Skała wylała

Są w życiu takie przełomowe momenty, że nagle się układa w określonym aspekcie.
Teraz idealnie idzie mi z końmi, a zaniedbałam swe zdrowie i "morlaność". Czyli stary porządek rzeczy przywrócony :) / :(

Złączyły mi się styki, jeździectwo układa się w logiczną całość, działanie mojego ciała układa się w logiczną całość i moi podopieczni wyglądają logicznie w całości.

To może być objaw totalnego narcynizmu i braku pokory, ale odezwał się u mnie i Bazia jeździecki geniusz, wirtuozeria wyczucia, lekki balans wrażliwości i zdecydowania, perfekcyjna pewność siebie i samodzielne podchodzenie do wyzwań. Po kolei.

Dzisiaj do wałacha przybyłam o 13, przywitana pięknym słońcem i z lekka obojętnym, łasym na smakołyki koniem.
Byli ludzie, goście, ciekawie przyglądający się siodłaniu i czyszczeniu, czego ja osobiście nie lubię, jeżeli mam konia nie przywołanego do porządku. Więc przywołałam go do porządku, a wiecie jak? Banalnie- totalne, proste, krótkie komendy. Idź tam gdzie patrzę, stój na wydech, zwrot gdy ci każę, kłus i ustępowanie, kiedy ja chcę, a wszystko to od jak najlżejszych spojrzeń i ruchów. Koń szybko się zreflektował, że znów z Pańcią ma do czynienia.

Siodłanie, wsiadanie- koń już zkminił, że ma stać i sie nie ruszać. Pierwszy plus, misiaku.
Wyjeżdżamy w trasę- i tutaj zdziwienie, jak soczysty jest owoc mojej zeszłej pracy- koń wyluzowany od pierwszego kroku. Wjazd do lasu, kłus na rozgrzewkę, w półsiadzie, nie dotykam pyska- głowa przy ziemi, wąchanie śniegu przez cały czas kiedy kazałam mu kłusować. Wydech (zero działania cialem- półsiad wciąż) i mam stęp. Brawo, misiaku, brawo!
 Potem survival (nie wspomniałam, że ostatnio jak sobie razem biegaliśmy to zrobiłam mu challenge- przedzierałam się między gęstwiną patyków i konarów, a koń się uczył radzić w takich warunkach), czyli na luźnej wodzy slalomy ->tutaj albo zdawałam się na niego i pozwalałam mu decydować, albo sugerowałam gdzie kierować kroki i on błyskawicznie reagował!
Z kolei wyjazd na dłuugą drogę polną: kontakt- miękki kłusik, luźny, w niskim ustawieniu, lekki galop i piękne przejście do kłusa (wysiedziałam!!!!)
W drugą stronę galop łzy wyciskający. Hiehie wypadło mi strzemię, tak mi wariatuncio wyrwał do przodu, ale złapałam je, spoko luz, konia pogłasiałam i wydechem zwolniłam, potem dosiadem i głosem, aż do galopu roboczego. Było twardo na dalszym odcinku drogi, więc kłus  (gorsze przejście bo byłam wytrącona z harmonii przez to głupie strzemię, nie idealnie włożone ;/ ), wyluzowanie w kłusie (mmmmm, do ziemi nosem), stęp i chrapy w stronę łąki skierowane.

A na łące....
AAAAAAAA!! CUDO!! Stado saren nam drogę przecieło, leniwie, jakby od niechcenia, a jednak jak zwinnie, jak płynnie, jak sielsko...


Zainspirowani tym baletem... zatańczyliśmy. Ja prowadziłam, nowocześnie, bo to on niby płeć męska. Ale co tam, oddał mi się w tańcu. Sunęliśmy, prawie (nie idealizujmy w końcu) każdy krok skontrolowany. Zygzak w stępie (TAK- ciągi, moi drodzy, ciągi. Zaufałam instynktowi, nie myślałam wtedy jak człowiek: słowami, tylko czułam) potem kłus- ustępowania od łydki, ale jakie! Lekkie, równe (lepsze w prawo niż w lewo ? LOL). Ćwiczenie wykonane:  (kłus) łopatka do wewnątrz, (stęp) trawers, (kłus) łopatka na drugą stronę, (stęp) trawers na drugą, zatrzymanie.AAAA!!!  JAK JA TO ZROBIŁAM? I TO SIEDZIAŁAM< CZUŁAM MIEDNICĘ, ŁYDKI, UDA, RAMIONA, ŁOKCIE, GŁOWĘ...

Tak, jestem z siebie dumna,
i skłamałabym mówiąc że z Bazia bardziej niż z siebie
przyznaję się
z całym narcynizmem i poczuciem wyższości jakie mam w sobie
(nie no żartuję)
Po prostu byłam fajna dla konia :) I zrozumiała (w 87%, a to dużo)
A on fenomenalnie przepuszczalny i lekki, podatny

 DZIĘKUJĘ!!!!!!!!!!!!!!!!



Ależ on przystojny ^^

"Heeej, Bazio, obudź się misiu!"

"Spierniczaj, Pańcia!" Tak podle budzić konia... :'(


Artemis (ktoś mnie może sprowadzić na ziemię, proszę?)
PS
serio piszę, autentyki, nie ściemniam
wrahahahahhahahahahaha

cukier, ty demonie, odejdź ode mnie bo masz na mnie zły wpływ

sobota, 7 lutego 2015

ZOLove

Kurcze kurcze kurcze!!
Ojejku, jak ja bardzo uwielbiam P. Ewę i Kośkę! Cudownie że mogłam czerpać od nich naukę, bo inaczej wielka wyrwa by w mojej piramidzie była.

Dzisiejsza jazda wykazała, że potrafię używać mózgu i ciała z wyższą intensywnością niż mi się wydawało. Pokazała też, że to samo tyczy się Zolki- dopiero teraz kobył zaskakuje mnie swoim arabskim intelektem w najczystszej postaci.

TRENING
Rozgrzewka: rytm, rozluźnienie
Jazda stępem ok 7 minut, całkowity luz na wodzach, wymagany pilny chód, liczne zmiany kierunku, początki prośby o wyginanie na łukach. -> ja rozgrzewam swoje ciało- kark, barki i stopy kręcąc nimi młynki itp.
Kłus (5-10 minut) w półsiadzie, całkowity luz na pysku ze stopniowym przejściem do niskiego ustawienia (maksymalnie najniższego z zaokrągloną potylicą) -> duże koła, nie wymagam zgięcia, chcę uzyskać maksymalną pracę rozciągniętego grzbietu.
Galop (po 2 minuty z lewej i z prawej nogi) - dookoła ujeżdżalni, lekki siad, znowóż: najpierw całkowity luz na pysku, potem niskie ustawienie.

Przerwa- stęp w wyluzowaniu (3 minuty) ODSTAWIENIE POMOCY - robie dla siebie ćwiczenia odseparowywujące dół ciała od góry (mocne wyjeżdzanie miednicą na boki przy prostym tułowiu, skręty tułowia przy wyjezdzaniu miednicą wyraźnie w przód, itp.)

Praca: kontakt, impuls
Półparady- przejście do ustawienia niskiego:
*przejścia między stępem, kłusem a stój
*zagalopowania (póki koń wyraźnie chce iść do przodu, czyli przed pracą nad prostowaniem) i galop w pełnym siadzie w niskim ustawieniu, na kołach->wolniejsze tempo, galop roboczy.
*przejścia w kłusie z niskiego ustawienia do wyluzowania i z powrotem,
*drągi w kłusie
*przejścia kłus roboczy- kłus pośredni (max 6 kroków)

Przerwa- stęp w wyluzowaniu, nic nie robienie

Praca: prostowanie, ~zebranie~
Półparady, przejście do ustawienia niskiego
*zwroty
*ustępowanie od łydki (stęp)
*cofanie
*jazda na wolcie w ustwaieniu na zewnątrz (stęp)
*zadem do wewnatrz (tego Zol sie uczy powolutku, nie umie jeszcze na tip top, ale zaczyna kumać)
*kłus- intensywne półparady dołem ciała, intensywne zabieranie ruchu do góry^, zachęta do wyższego ustawienia
*wolty z mocnym zgięciem i ustawieniem
*ustępowanie od łydki (kłus)

Koniec pracy
Pilny stęp w wyluzowaniu, minimum 5 minut na ujeżdżalni+ kolejne 5 minut poza ujeżdzalnią w strone lasu i z powrotem.



Ten trening oceniam na 5+
Koń JEST CUDOWNY!!!!!!

Artemis
Zmęczona, bo w sumie przebiegłam dziś około 15 km plus pojeździłam intensywnie. Brawo dla mojego organizmu! :D

Z braku laku

No, nie dorwałam się do aparatu, więc nie wyślę zdjęć...
Hajda na koń była około miesiąca temu. U huculastej było jakieś dwa tygodnie w tył jeśli chodzi o moje jej widzenie.

Od ostatniego posta minęło trochę, matura się zbliża. Muzyka płynie z odtwarzacza, czas jak wartki potok nie ma zamiaru zwolnić nurtu. Najgorsze, że wypływam na tratwie mając mapę z której powinnam korzystać, a o której istnieniu jakby co jakiś czas zapominam albo wydaje mi się, że moje własne oczy zaprowadzą mnie do celu równie skutecznie. Poplątanie z pomieszaniem, jakby tego było mało, od tygodnia jestem chora. W poniedziałek do Artemis :)


ALE Z BRAKU LAKU...
Mam piłkę gimnastyczną





i Internet! Dla chcącego nic trudnego - wystarczy na niej usiąść i na początek opanować własną miednicę. Do tego przyda nam się filmik:


Około 1:40 minuty zaczyna się konkretne tłumaczenie pracy dosiadu z wizualizacją.
Część II, podstawy przejazd:



To tyle na dziś! Jeśli jesteście blisko obłędu dokładnie jak ja ze względu na chorobę, złamaną rękę czy po prostu chcecie spróbować i macie piłkę - do dzieła! :)



piątek, 6 lutego 2015

Zolełek

Dzisiaj było pół na pół. Pół świetnie pół beznadziejnie. Kłus w prawą stronę na kole- idelanie skontrolowany, idealnie wygięcie i ustawienie (w prawą stronę po raz PIERWSZY tak naprawdę się koń wygiął- na propsie). Beznadziejne zagalopowania, totalnie beznadziejne, bezpostępowe.
Olka za to ma lepszy półsiad, wreszcie łąpie równowagę motyka. :) Jutro wsiądę na Zola i poprawię to co było dzisiaj źle, czyli te nieszczęsne zagalopowania. A problem się zaczął jak koń zobaczył przeszkody i stracił koncentrację. Niemniej w kłusie na wolcie był wybitny.
Krótko, bo klubbing is waiting
A.

czwartek, 5 lutego 2015

Zolkowy krok przełomowy :)

Obserwując Zolkę już teraz mam pewność, że opłaca się dawać koniowi czas na przerobienie podstaw.

Ostatni miesiąc stanowiły jazdy bez dotykania pyska, komunikując się tylko dosiadem i łydkami. No i oczywiście wdechami i wydechami ;)
Ostatnio wreszcie uznałam, że koń jest na tyle rytmiczny, podatny na półparady i rozluźniony, że można rozpocząć pracę na wędzidle.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona.
Są oczywiście momenty w których muszę Zolę (lub samą siebie) korygować, ale z jazdy na jazdę występują one coraz rzadziej :) Klaczka potrafi coraz dłużej wytrzymać w ustawieniu samoniosąc się.
Znacznej poprawie uległ galop, są chwile w których kobyłka dźwiga się zadem jak zawodowiec :) Utrzymuje to przez 5-7 fouli i odpuszczam, nie zapominając żeby wymagania zwiększać stopniowo.












Największym problemem do dopracowania są zagalopowania. Dotychczas tylko raz zagalopowała zadem, bez "wrzucania się" w galop przodem.



Podexpienia wymaga też cofanie, coby wrażliwiej toto poszło.  :)
Ustępowania od lewej łydki- super duper, fenomenalne, od prawej- a idź pan! Ogólnie w prawą stronę konio ma problemy, ale to standardowa sytuacja, wybaczam, poczekam.

Bazalt miał wolny grzbiet i zapracowany umysł. Byliśmy na 3 godzinnym spacerku w lesie. Odpięłam uwiąz i biegałam, a mój wałach za mną :) Uwielbiam taką formę wypoczynku :D On chyba też :) Co nie zmienia faktu, że pojutrze znów będzie musiał się poczuć koniem ujeżdżeniowym.... i spełniać moje wymagania wrahahahaha :D A ja spełnię jego wymagania i dam mu się wygalopować na sznurkach, a co!

Jutro ja wsiadam na początek na Zolełka przejechac program na brąz ujeżdżeniowy, potem Olka skoczy przejazd brązowy. Wiosna/ lato i laski jadą brąz! :D

Aaaaartemis

PS
niedługo Inka się widzimy!!!!!!!!!!!!!!!! :*