Z czym je się je?


Blog został założony przez Inkę, swego czasu zawziętą Makoszkowiczkę. Tam kupiła pierwszego konia i poznała wyjątkowych ludzi, a między innymi uzależniającą jak same zwierzęta Artemidę. Pokazała jej stronkę i tak oto bazgrzą coś we dwie!
Inka ma lat 19, Arcia 18, łączyło je chodzenie do klasy biologiczno-chemicznej i posiadanie (z szacunkiem dla naszych wierzchowców) koni - och, pardon - stworka huculskiego i konia prawie hanowerskiego :). Mieszkają na wschodzie Polski, na dwóch krańcach województwa lubelskiego. Powinny zajmować się szkołą, nauką, obowiązkami... Ale jeszcze kiełbie im we łbie i nieraz spędzanie czasu z końmi i tym, co z nimi związane jest ich słodką ucieczką od codzienności. Interesują się tworzeniem (rysunkiem, pisaniem, etc.) a także psychologią, etologią, komunikacją międzygatunkową i hipologią oczywiście.

Blog skupia się na ich końskopochodnych przemyśleniach oraz doświadczeniach.

Zdjęcia, jeśli nie należą do nas, udostępniane są dzięki uprzejmości ich autorów.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

10 things I hate about it

Pierwszy dzień po Makoszce. Kiki grubasek. Rajdzik się szykuje!

Właśnie obejrzałam Warwicka:



W toku mojej pracy z Kiki popełniłam wiele błędów - między innymi były one spowodowane brakiem skupienia i chęcią do tego. Co najzabawnejsze, właśnie na tym filmiku dobitnie widać, że nie da się zmusić konia do skupienia się. Jego "fołkys" wypływa z poprawnego zachowania człowieka, który jest świadom swojego ciała. Nie z przymuszenia.
Lista 10 spraw, które zaburzyły naszą współpracę:

1. WYMUSZENIE

Błędny pogląd: Jeśli chcemy, żeby koń coś dla nas zrobił, to musimy dopiąć swego, nie ważne, w jaki sposób - byleby to zrobił. MA TAK BYĆ, i koniec.

Poprawka: Żeby koń coś dla nas zrobił, powinien mieć wybór. Wtedy pokaże nam, co naprawdę "myśli" na dany temat. To informacja dla nas, jaka jest rzeczywista sytuacja. Czasami koń wcale nie pokazuje nam tego, co się nam podoba, ale w ten sposób kształtuje w nas pokorę i skłania do zmiany swojego dotychczasowego zachowania lub do cierpliwszego kontynuowania poprzedniego.

2. AGRESJA

Czyli wyładowywanie złości na niewinnym stworzeniu. Pod jakąkolwiek postacią - czy to szarpnięcie na wodzach, czy kopnięcię łydką, krzyknięcie, uderzenie, a nawet wewnętrzna złość napinająca całe nasze ciało.

3. STRACH

Kiedy nie mamy zaufania do swojego ciała. I do wierzchowca, którego zachowań się nie spodziewamy lub po prostu mamy za mało wyczucia, doświadczenia i wiedzy, żeby zrozumieć sytuację i odczuwamy lęk, a nawet panikę.

4. BEZSILNOŚĆ

Bo wydaje się, że zrobiliśmy już wszystko, co tylko przyszło nam do głowy, a i tak się nie udaje. Albo po prostu nie mamy panowania nad biegiem wydarzeń, a skłaniają się one od złego do gorszego...

5. BRAK TRZEŹWEGO MYŚLENIA

Tak ogromne zamglenie spowodowane jakąś mrzonką, wizją czy celem, że dzieje się coś wbrew koniowi i jego kosztem. Brak spokojnego osądu sytuacji, tylko działanie pod presją chwili, co zazwyczaj kończy się niedobrze.

6. NADMIERNA PEWNOŚĆ SIEBIE

Skłaniająca do bezrefleksyjności i przekonaniu o własnej nieomylności (co najgorsze, nawet jeśli się twierdzi, że tak nie jest!). Wywołująca raz za razem zachowanie, które nie skutkuje,a często szkodzi.

7. MECHANICZNOŚĆ

Czyli bezmyślne powtarzanie technik, metod itd niedostosowanych do określonej chwili i wykonywanie ich bez wyczucia, zdrowego rozsądku i wnikliwej obserwacji reakcji konia.

8. ZAPOMINANIE O PSYCHOFIZYCZNYCH POTRZEBACH KONIA

Nadmierna dyscyplina, stresujące pełne separowanie od innych koni w przekonaniu, że to "oduczy" konia klejenia się do stada, trzymanie konia w długoczasowym napięciu i wiele, wiele innych działań degradujących zwierzę.

9. MA BYĆ NA "JUŻ"

Koń wymaga od nas poświęcenia czasu, sił i nerwów. Tego pierwszego jak najwięcej, tego drugiego w porcji niezwykle wyważonej a tego trzeciego w ilości śladowej i jakości stalowej. Koń uczy się szybko, ale nie w ciągu jednej chwilki - jeśli chcemy mu zakodować coś na trwałe, to musi się to powtarzać regularnie. Jeśli zwierzę boi się być odłączone niedaleko koni, nie można wymagać od niego pewności siebie i pełnego posłuszeństwa daleko w terenie. Trzeba odpracować to, co elementarne, rozbijać naukę na jak najmniejsze części i pamiętać o tym, że koń uczy się tylko wtedy, jeśli jest skupiony.

10. NIEUMIEJĘTNOŚĆ DOSTOSOWANIA SIĘ DO CHARAKTERU KONIA

Konie, tak jak ludzie - mają najrozmaitsze charaktery. Łączy ich instynkt ucieczki oraz wspólna mowa ciała. Powinniśmy umieć tak wpływać na te zwierzęta, by je równoważyć (aby były odpowiadające, ale nie płoszące się i uciekające od presji lub ogółem na nią nie reagujące).


Co najważniejsze - jeśli chcemy z koniem znaleźć wspólny język - powinniśmy mieć wiedzę na temat jego funkcjonowania i potrzeb. Przede wszystkim warto się nauczyć czytania konia i odpowiadania na jego "pytania". A także czekania na jego osobistą odpowiedź (lizanie, opuszczanie głowy, ziewanie, itd).
A, nie warto też popadać w przesadę - na rozluźnieniu owszem - powinniśmy zaczynać i kończyć, ale jeśli ustalimy stałe granice, koń poczuje się stabilniej, więdząc, że konsekwentnie czegoś sobie nie życzymy (np, napierania, dotykania nas bez przyzwolenia, itp).

Oby żadna z wymienionych 10 spraw nie spotkała nas już więcej. Miejcie się na baczności, aby nie przyszły one także do was!


poniedziałek, 16 czerwca 2014

Espejo

Czyli lustro. Czytałam już kilka razy o tym, że konie są odbiciem człowieka. Ale jest ogromna różnica między tym, co się wie, a tym, co się przeżyje i zrozumie na własnym przykładzie. 


Ostatnio doszłam do wniosku, że wiele mi się w moim koniu nie podoba. I zaczęłam się z siebie samej śmiać - bo, o zgrozo, to samo nie podoba mi się we mnie!
Jaki pan, taki kram. Ktoś spostrzegawczy powiedział.

W sobotę pojechałam (a, pardą - poszłam!) z dwoma końmi i ich dosiadającymi, kochanymi szaleńcami :) na wieś kilka kilometrów od domu. Przebyłyśmy malownicze krajobrazy i zamoczyłyśmy kopytka - we dwie. Do tego najadłyśmy się nerwosolu. Nas zjadały robalki.

Kikiszonka skopała głośno dwa "pożądne" srokate kobyły. Za każdym razem, kiedy odbiegały, nastawiała uszęta i lazła za nimi. Ach, kobył. Kto toto zrozumie?
Ma bebzon jak mustang, ale piękna jest jak zwykle.

Poza tym dopadła ją gruda. Z ośmioma hucułami w dziczy była zdrowa jak ryba, a jak tylko sprowadziłam nieco bliżej cywilizacji - zaczęła mi oczoropieć i ogrudzać. Cóż to się dzieje z tymi końmi? Na razie zostawiam jej nóżkę w spokoju, nie wygląda na nieszczęśliwą, rusza się normalnie. Ewentualnie podetnę jej nieco szczoty pęcinowe i grzywkę. Dodatkowy dostęp do tlenu raczej nie pogorszy sytuacji. Na razie się jednak nie zanosi.


Ach, wracając do tematu:
zwierzęta rzeczywiście odzwierciedlają swoich właścicieli. Kiki wychodzi z nawyków sinusoidalnie i, owszem, umie zachować się bezbłędnie, ale mimo to bardzo często kolejny raz powtórzy swe wcześniejsze zachowanie. Dokładnie tak, jak robię to ja: ze zgaszaniem światła (co niestety nie zawsze udaje mi się zapamiętać i wykonać), odkładaniem rzeczy na swoje miejsce, układaniem ubrań tuż po ich przyniesieniu do pokoju... Lekiem jest cierpliwość, schematyczność, powtarzalność, przewidywalność, uprzedzanie - bo to i ludzie, i konie lubią. Poczucie bezpieczeństwa.
Z okazywaniem emocji też u nas podobnie - i ona, i ja to takie ni wiadomo co. Niby się podporządkowywujemy, niby nam to nie przychodzi trudno, niby pewne siebie w tym wszystkim jesteśmy. Ale przychodzi co do czego, to żadna z nas nie wie, o co jednej, drugiej chodzi. Bardzo często kryjemy i chowamy głęboko to, co nam w środku siedzi i aż się gotuje. Nasz sposób myślenia może być całkiem momentalnie zmieniany, ale żeby go zmienić trwale, potrzeba nam bodźca. REGULARNOŚCI, ale i ZRÓŻNICOWANIA.
No, krótko mówiąc - równowagi.
To, co we dwie lubimy najbardziej, to jasne przewodnictwo kogoś innego. Bez niego łatwo się gubimy w nowych sytuacjach i tylko udajemy, że dajemy radę. Tak naprawdę nieraz czujemy się zagubione i szukamy czegoś, kogoś - co by nam dało kierunek. 
I z pewnością można o nas obu powiedzieć, że żyjemy we własnym świecie. Jesteśmy często nierozgarnięte, zamyślone i roztrzepane. Ale sprawiamy ogólne wrażenie spokojnych i grzecznych :)...
I jesteśmy leniuchy. Ale jak zaczniemy się ruszać, to całkiem fajnie nam wychodzi :)!
A, oszukiwanie, że ma się cel, nie wychodzi z końmi. Nawet, jak nam się wydaje, że wiemy, co robimy, to tak naprawdę guzik wiemy. Koń nam powie, czy to, co robimy ma sens. 
Kiki, pilnuj mnie, żebym ja cię chciała słuchać... Bo my we dwie trzpioty jesteśmy.


Dobra, spać ferajna. Bo jutro wstać, sprzątać, przemyć koniowi oczko rumiankiem, poćwiczyć, lekcje dorobić, może babcię, dziadzia odwiedzić? I nabierać mądrości poprzez karmienie się pokarmem duchowym :)
Życie jest doprawdy przepiękne.

(za kilka dni Dianka! na reszcie będę mogła jej gadać bezpośrednio do ucha :))

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzień kolejny, tym razem z przesłaniem: jak doceniać to, co się ma; kiedy przestać i jak uczyć się na błędach.


Kiki potrafi skakać! I przepięknie rozciąga się na drążkach. Ogólnie całkiem niehuculsko potrafi podnosić nogi, ku mej ogromnej uciesze. Inna sprawa, że bez problemu mogę z nią wyjść na spacer w ręku dokąd chcę :) co mnie niezmiernie raduje. Przez dłuższy czas budowałam jej pewność siebie, aż przyszła chciwość.

Pamiętacie post o timingu? Wyczuciu?

Tam też było zdjęcie klękającej hucki. Od jakiegoś czasu mroczy mi się w głębinach umysłowych wizja jej leżącej. Co smutne, zamiast sięgnąć po czas, cierpliwość i wykorzystanie końskiej ciekawości, chęci i maleńkich postępów, chciałam to zrobić "raz a dobrze". Czyli tak, jak nie umiem. 

Nie napisałam o jeszcze jednej rzeczy związanej z podobieństwami między mną a koniem: we dwie, równie zwierzęco, wpadamy w amok.



To niesamowite, w jaki sposób zwierzęta nam "wybaczają". Wyobraźmy sobie, że jeżeli nam ktoś zrobiłby ogromną krzywdę, zmuszał nas siłą do czegoś, czego nie rozumiemy i nie chcemy robić, my w tym czasie krzyczelibyśmy, szamotalibyśmy się i piszczelibyśmy... To czy bylibyśmy w stanie po niedługim czasie patrzeć na naszego oprawcę jak gdyby nigdy nic, gotowi bez uprzedzenia, zawiści i strachu kontynuować naszą znajomość? 

Nienawidzę egoizmu.
Przeraża mnie jego przebiegłość, jak ohydnie szybko wlewa się do serca. Wystarczy odrobina nieuwagi, utrata czujności, nawet nieliteralne bycie samym.
Hamulec ręczny jakby przestaje działać i wszystko, co się dzieje dookoła nagle znika. 
Psychopatyczne dążenie do określonego celu, zatracenie trzeźwości umysłu i osądu sytuacji. 

A koń krzyczy, krzyczy, krzyczy. Dopiero zmęczenie wylało na mnie kubełek zimnej wody i nie wiadomo skąd, miałam siły nie załamać się całkowicie nad tym, co się stało i jakoś zacząć odkręcać to, co się wydarzyło.
Nie wymarzę tych sytuacji z pamięci.

Ale mogę spróbować pokazać, że umiem podejmować także rozsądne decyzje i przedstawiać je w sposób rozsądny. O dziwo, po kilkunastu minutach Kiki wyglądała, jakby mi uwierzyła.



Wiem napewno, że na razie odpuszczam sobie kładzenie do momentu, kiedy będę w stanie zadbać o sprawy mniejsze, a przede wszystkim sprawdzę własną cierpliwość, która poprzez niezdrowe pragnienia została ogołocona z zapasów. Dla każdego, kto jest chętny nauczyć tego swojego konia na komendę, polecam bardzo ciekawy filmik:



Dobrze jest, jak wychodzi. Bo wtedy się uśmiechamy, cieszymy i jesteśmy dumni.
Ale jeszcze lepiej, kiedy nie dostajemy tego, czego pragniemy od razu. Bo właśnie wtedy rozwijają się w nas cudowne cechy, a także ujawnia się, co naprawdę mamy w naszym wnętrzu.
Odwaga znajduje się w zdecydowaniu się na spojrzenie prosto w twarz naszym uchybieniom i podjęciu się wyjawienia na głos wszystkiego, co przynosi hańbę i wcale nie lubi być mówione głośno. 


Ech... No to wio!
Jestem niestabilna emocjonalnie. Jeśli nie chcę robić krzywdy, powinnam pilnować się tego, co jestem w stanie zrobić. Widzę, że warto jest robić mniej i nie ma w tym niczego złego, warto także nie polegać tylko na sobie i prosić o pomoc, o komentarz. Jakiejkolwiek życzliwej duszy.

Obym nie zapominała, kim chcę być.



Six days to enjoy haven


Ostatnio wydarzyło się parę koniastych rzeczy, ale że tempo życia jest zawrotne nie zdołałam na bieżąco spisywać.

Siedziałam na Baziulku, na samym halterze i linie. Mam bardzo fajne siodełko Winteca "close contact", czułam pod sobą ruch każdej nogi i każdą zmianę mięśni grzbietu.
Jeździłam około 7 minut, poprzedzając to pracą na linie nad wygięciami.
Po odpowiednim przygotowaniu z ziemi Baziunio:
* nawet nie drgnął przy wsiadaniu i stał dopóki nie dostał sygnału
* podążał za komunikatami dawanymi dosiadem, łydkami oraz za wskazywaniem ręką kierunku i tempa
* od razu nauczył się ustępowania od łydki oraz piruetu w stępie (wykonał ćwiczenia bez zawahania, jakby były oczywiste, a ja dzięki mojemu siodłu mogłam wyraziście prowadzić go samą miednicą :) )
* kiedy nie wymagałam zmian schodził z głową do samej ziemi

Jestem przeszczęśliwa!

Zgłębiam też ostatnio tajniki biomechaniki ruchu koni, dzięki świetnej książce Karin Blignault i artykułom w internecie.
 Zamieszczam linki o końskim kręgosłupie, które pomogły mi zrozumieć co to kissing spines i jak jeździć by tego nie pogłębiać :)
Jeśli ktoś jest zainteresowany tematem:

http://www.konie.wortale.net/105-Kregoslup.html

http://equimechana.blogspot.com/2011/08/mechanika-grzbietu-konia-cz-i.html

Istota kissing spines: trwałe zejście i nacieranie wyrostków kolczastych.


W internecie znajdzie się wiele informacji na temat tego schorzenia.
 Bardzo charakterystyczna zmiana w wyglądzie konia :






 Wszystkie te cechy widziałam u Bazia w dniu kiedy go poznałam, na szczęście Bazio ma tą wadę rozwiniętą w niewielkim stopniu:





Ponadto koń często podnosił tylną nogę w charakterystycznym ruchu:

Zdjęcie z internetu


JEDYNYM możliwym rozwiązaniem problemu jest "uwolnienie" grzbietu konia z napięcia. Weterynarz zalecił lonżowanie na czambonie, co w sposób mechaniczny skłania konie do przyjęcia pozycji służącej prawidłowej pracy grzbietu.

Zdjęcie z internetu

 Ja jednak rozpoczynając pracę z koniem zawsze zaczynam od problemów psychicznych i behawiorystycznych. Rozwiązując je i ucząc Bazia posłuszeństwa, zaufania i szacunku uzyskałam jego pełne rozluźnienie psychiczne pociągające za sobą rozluźnienie fizyczne.

Najpierw Bazalt opuszczał głowę do samej ziemi w geście oznaczającym posłuszeństwo i uległość. Z czasem ta pozycja zaczęła dla niego oznaczać prawdziwy komfort fizyczny i psychiczny. Teraz koniuch dąży do "tego miejsca" (por. Karin Rohlf) w każdej możliwej okazji. 

Do tego dołączam codzienny streching i masaż.


sprzedam nowy, nieużywany czambon

To jest prawdziwe piękno i magia "naturalu". Pomóc koniowi zrównoważyć się na tyle by był zdrowszy, bezpieczniejszy i szczęśliwszy :)





 Zauroczona A.

sobota, 7 czerwca 2014

Waiting

Niedługo wakacje!
Najpiękniejsze w życiu będą!

Bazio obdarza mnie wspaniałymi uczuciami i emocjami. Po raz pierwszy w życiu koń zasnął mając głowę na moim brzuchu. Jakie to cudowne wie tylko ten, kto tego doświadczył :)

Bazalt jest niebywale inteligentny. Ostatnio podczas pracy na dwóch linach zaproponował mi kilka kroków ciągu. Bardzo łatwo przychodzi mu też rozluźnienie. Kiedy go lonżuję schodzi z głową do samej ziemi, muszę tylko pilnować wygięcia, szczególnie na prawą, gorszą stronę.









Zolka też jest spokojniejsza, dzisiaj i wczoraj dała sobie spryskać ranę bez odskakiwania i kręcenia się w kółko, wystarczyło trochę cierpliwości i nie napinanie liny.




Filmik z "parku habituacyjnego" wkrótce, jak dostanę, wkleję tutaj, w tym poście! :)
Na razie foto:






Art

niedziela, 1 czerwca 2014

Entliczek mętliczek, na kogo wypadnie, na tego bang

W piątek miałam jazdę która dała mi wiele do myślenia.
Z jednej strony dobitnie uświadomiła mi istotę półparady oraz fakt jak bardzo zamkniętą mam górę ciała a jednakowoż pojawiło się w mojej głowie wiele wątpliwości co do kontaktu.
Koń na którym jeździłam miał zdecydowane braki w rozluźnieniu, stanowiącemu wg mnie podstawę w pracy. Przy stępie początkowo był łeb na hejnał, spięty chód i ogólny brak zaufania. Mimo mego zdziwienia zrobiłam to co jest zgodne z moją logiką- na swobodnej wodzy prowadziłam konia dosiadem cały czas chwaląc i prosząc o rozluźnienie. Udało mi się uzyskać opuszczenie szyji i swobodny wykrok.
 Komenda do kłusa. Nabrałam wodze i nagle bardzo się zdziwiłam... Koń zadarł łeb tak jak na początku. Nie pomogło ponowne oddawanie wodzy, uspokajanie, spięcie pozostało. Mimo to polecono mi abym "przesunęła wędzidło" i w tym momencie koń rzeczywiście ustąpił i ustawił głowę w roboczej pozycji. Kontakt jaki uzyskałam wydawał mi się totalnym ciągnięciem i  zmuszaniem konia do odpowiedniej fizycznie sylwetki. Mięśnie pracowały prawidłowo, ale sposób uzyskania takiej postawy wymagał mechanicznego skłonienia konia, przy psychicznym totalnym spięciu. Każda moja nieuwaga była wykorzystywana przez konia i wychodził on nad wędzidło, co było dla mnie jasnym komunikatem, że koniowi nie podobała się tamta pozycja. Przejścia były fatalne. Gdybym miała pozostać w zgodzie z sobą, rozluźniłabym konia dynamicznym kłusem na oddanej wodzy, a potem stopniowo próbowała nabrać kontakt półparadami, dużo chwaląc i odpuszczając.
Miałam mętlik w głowie: koniowi wyraźnie brakowało samoniesienia. Uważam, że koń najpierw powinien umieć sam się równoważyć, potem poddawać w kontrolę potylicę, lekko ustępując działaniu wodzy. Uczucie wiszenia na pysku i ciągnięcia nie wchodzi w grę. Myślę że nie na tym polega oparcie na wędzidle- ma ono być prowadzeniem, chętnym i nie wymuszonym. 

Z drugiej strony dostałam ważną lekcję.
Jestem świadoma tego, że jeździłam na koniu szkółkowym, wystawianym do jazdy pod wielu różnych jeźdźców. Ja też nie dałam z siebie 100%, dominowała u mnie góra ciała nad dołem.
Trzymałam wodze, nie pozwalałam by wysuwały mi się z palców, z czym często mam problem jeżdżąc na Faworce. Ponownie rozjaśniło mi się w głowie co do prowadzenia za zewnętrznej wodzy (kiedy już koń na którym jeździłam miał ustawioną głowę reagował fajnie, całe to moje ględzenie to na temat sposobu uzyskiwania takiego rezultatu).

Ehh, nie da mi to spokoju póki nie siądę na konia i nie zweryfikuję treści.

Dziękuję Kini za nocleg, bardzo fajnie było się wreszcie zobaczyć!! <3 p="">
Dziś i wczoraj Bazio był wspaniały.
Wpierw spacerek z ambitnym łażeniem po górkach, po południu "park habituacyjny".
Koń był rewelacyjny, wcześniej nigdy nie widziałam go aż tak rozluźnionego. 
Filmiki i zdjęcia wkrótce, jak dostanę.

Artemis