Kaju miło jest znów Cię czytać :)
Wczorajszy dzień był bardzo owocny. Wreszcie nie mogę sobie nic zarzucić. Byłam od początku do końca fair z koniem, udało mi się wybrać te najwłaściwsze ruchy, zachowałam spokój w "kryzysowej" sytuacji.
Bazio jest bardzo słabo i bardzo nierówno wygimnastykowany. Praca w prawą stronę sprawia mu duże problemy, albo kładzie się do środka i pędzi jak wariat albo odchyla głowę na zewnątrz. Wczoraj znalazłam z nim wspólny język, skorygowałam to co trzeba i dałam mu robić swoje. Tak naprawdę pierwszy raz przestałam się na niego jak durna gapić. Ciężko oderwać wzrok od takiego przystojniaka, ale musiałam się przełamać. Przestałam sprawiać wrażenie że czegoś wciąż oczekuje i to był punkt kulminacyjny- koń zachowywał rysunek koła, pracował w równym tempie z niską szyją i aktywnym zadem. Dużą rolę odegrało też inne zapięcie liny do haltera. Bazio przestał krzywić się w potylicy kiedy nacisk pojawił się w innej części głowy.
Przestałam wymagać i koń zaoferował mi więcej. Zawsze tak jest, trzeba minimalizować oczekiwania i pozwalać koniowi samodzielnie się równoważyć.
W tym momencie chciałam jeszcze raz przypomnieć o ważnej rzeczy:
koń musi umieć odróżniać kiedy prosimy go o ruch, a kiedy ma stać, nie ruszać się i się wewnętrznie rozluźnić. Zasadniczo- odróżniać postawę bierną od czynnej.
Prostymi słowami postaram się rzecz ująć.
Kiedy chcemy by koń coś zrobił robimy się więksi- wyprostowani, ze wzrokiem skupionym w konkretnym miejscu.
Pragnąc by koń przestał robić coś, o co go poprosiliśmy, robimy głośny wydech, opuszczamy ramiona i głowę w dół, podchodzimy do niego mówiąc mu jak bardzo jest wspaniały.
Po kilku/nastu/dziesięciu powtórzeniach czterokopytny będzie reagował na sam (wyraźny!) wydech.
Ważna jest intencja! Wiadomo że żyjąc oddychamy. ALE dopóki wydech nie będzie przez nas kontrolowany i zamierzony w jakimś tam celu, sygnałem nie będzie, logiczne.
Jest to podstawowe, według mnie, w dalszym etapie szkolenia konia, także z siodła.
Pisała o tym bodajże Karen Rohlf, osobiście przekonałam się o tym wielokrotnie. Najprostszym sposobem pokazania koniowi, że zrobił to o co go prosiliśmy, jest rozluźnienie się i głośny wydech.
Okej, teraz wracam do tematu Bazia: a co robić, kiedy chcemy żeby koń kontynuował czynność? Cały czas kontrolowałam Bazia, patrzyłam się na jego ciało, utrzymywałam jego ruch z pomocą bacika, a wygięcie pulsująco liną. Efekt był mierny. Nagle w głowie taki skrót myślowy: "cholerka, jakby ktoś cały czas gapił mi się przez ramię jak np. piszę posta, też nie mogłabym się skupić na zadaniu". W tym momencie zaczęłam patrzyć się przed konia i delikatnie w dół. Uzyskałam to co chciałam, a koń przestał czuć się taki skrępowany.
Czasami zapominam jak bardzo Bazalt jest czuły i wrażliwy.
Nauczyłam go zatrzymywania się na śladzie, stania dopóki nie podejdę, pogłaszczę go, a także dopóki nie wrócę na środek koła i nie wyślę go ponownie. Początkowo od razu ruszał, z czasem zrozumiał, że nie tego oczekuję. Ze śmiechem patrzyłam jak drżą mu mięśnie i jak balansuje ciałem to w przód, to w tył, czekając na sygnał naprzód. Dzięki moim przejrzystym zasadom (robi coś póki nie dostanie sygnału "zwalniającego") Bazalt jest bardziej rozluźniony, a ja bardziej przewidywalna. W dodatku koń skupia się na mnie cały czas, nie w obawie o przykre konsekwencje, ale w oczekiwaniu na kolejne zadanie. Wspaniale, wspaniale!
Wczoraj zaczęłam też go przyzwyczajać do pracy na dwóch lonżach. Szybko zaakaceptował dyndające po bokach liny.
Mam już z nim wyrobione podstawy do przełożenia na siodło- ustępowania, zwroty, łopatki, cofanie.
Praca na lonży też zaczyna wyglądać w porządku, jeszcze kilka sesji i wprowadzę ogłowie, potem czambon, pod koniec czerwca wypinacze. W między czasie kawaletki i łażenie po górkach, a także w planach jeszcze jedno, ale o tym innym razem.
Obym dziś była równie w zgodzie z sobą.
Aaa.
Blog, przemyślenia jeźdźca z urwaną głową. Naturalne jeździectwo, natural horsemanship, etologia, pamiętnik, jeździectwo klasyczne, Kiki, Inka.
Z czym je się je?
Blog został założony przez Inkę, swego czasu zawziętą Makoszkowiczkę. Tam kupiła pierwszego konia i poznała wyjątkowych ludzi, a między innymi uzależniającą jak same zwierzęta Artemidę. Pokazała jej stronkę i tak oto bazgrzą coś we dwie!
Inka ma lat 19, Arcia 18, łączyło je chodzenie do klasy biologiczno-chemicznej i posiadanie (z szacunkiem dla naszych wierzchowców) koni - och, pardon - stworka huculskiego i konia prawie hanowerskiego :). Mieszkają na wschodzie Polski, na dwóch krańcach województwa lubelskiego. Powinny zajmować się szkołą, nauką, obowiązkami... Ale jeszcze kiełbie im we łbie i nieraz spędzanie czasu z końmi i tym, co z nimi związane jest ich słodką ucieczką od codzienności. Interesują się tworzeniem (rysunkiem, pisaniem, etc.) a także psychologią, etologią, komunikacją międzygatunkową i hipologią oczywiście.
Blog skupia się na ich końskopochodnych przemyśleniach oraz doświadczeniach.
Blog skupia się na ich końskopochodnych przemyśleniach oraz doświadczeniach.
Zdjęcia, jeśli nie należą do nas, udostępniane są dzięki uprzejmości ich autorów.
środa, 28 maja 2014
poniedziałek, 26 maja 2014
Chodzi Kiki koło domu...
No... prawie. Hucuł jest w odległości pół podwórka+kawałek ulicy+kawałek dróżki, czyli 3 minuty od domowej furtki. Miło jest czasem przyfrunąć do niej na 2 minutki na pastwisko, żeby powybijać żądne krwi robaczki oraz podrapać ją po zadku.
Tydzień temu przeszłyśmy około 10 km, hucuł lazł w siodło ubrany krok w krok za mną (ja z kolei w plecak ubrana) przez chodniki, asfalty, łąki, drogi piaskowe, metalowy mostek nad Włodawką, lasy, podwórka przed blokami, podjazdy, kamieniste zjazdy... Uff, było gorąco. Słońce prażyło, w plecaku suwak się popsuł, na obrzeżach miasta zatrzymałyśmy się na podwieczorek (Kiki wcinała trawę koło chodnika, ja - kanapkę z serem siedząc na krawężniku), męczyłam ją w połowie drogi wchodzeniem do kałuż i błagałam, żeby się napiła. Ale ona z jakiegoś jeziora pić nie będzie. Trawa według niej jest bogatsza w płyny... We Włodawie czekał dziadzio z owczarkiem niemieckim długowłosym - swym psem. Towarzyszył mi kawałek drogi. No, na sam koniec poszłam z nią do domu, żeby zostawić rozwalający się plecak i ruszyłyśmy do kolegi, u którego teraz mieszka. Na ostatni odcinek wsiadłam, a co. Żeby nie było! Trzeba się w końcu z siebie trochę pośmiać i jakiś żarcik sytuacyjny na dobre wejście przytoczyć :)
Zdjęcie widoku w międzyczasie podczas drogi
Wieczorami przychodzę regularnie, ażeby pojeździć - stopniowo, planuję tydzień po tygodniu zwiększać wymagania: od niedzieli zaczęłam energiczne stępy z dodatkiem kłusa (kółko po ujeżdżalni na dwie strony, dzisiaj po dwa koła na dwie strony, jutro po cztery... itd). W czwartek laba totalna od panny Kai a pod koniec tygodnia wyjścia w teren. Za tydzień zaczną się luźne, swobodne galopy. W międzyczasie wysilamy się także umysłowo i uczymy się: stać w miejscu, kiedy Kaja łazi dalej i robi różne głupiaste rzeczy (czyt. skacze, klaszcze, tupie, macha kończynami, biega, itp), włazić pewnie w kałuże, nie bać się ogromniastych płacht i zakrywania oczu a także stopniowo coraz dłużej skupiać uwagę. Tylko Kaja musi jeszcze mocniej wypuścić powietrze z płuc i przestać czasem reagować starymi reakcjami. Być fair na 100%. Może jeszcze chwilkę przed wakacjami uda mi się zacząć zabawy: będziemy uczyć się "sztuczek" dla poprawienia uwagi i zaufania do siebie nawzajem. A także aby wytworzyć u mnie jeszcze większe pokłady cierpliwości i rozkładania ćwiczeń na jak najmniejsze i najkrótsze cząsteczki. W następnych tygodniach wejdą kawaletki, mini skoczki, średnie skoczki (ok 50 cm) najpierw luzem, potem w siodle, na koniec ze mną na grzbiecie.
Powyżej są jedynie plany w fromie pisemnej, wszystko zależy od mojego czasu i od poziomu, na jakim Kiki w danym momencie będzie. Jeśli zobaczę, że nie jest gotowa na coś, nie będę brnąć dalej tego samego dnia. Zrozumiałam już wcześniej, że trzeba nagradzać szczerze i ostatecznie to, co nam się naprawdę podoba - a co najlepsze, nie musi to być nic spektakularnego. Ważne, żeby - cokolwiek to jest, było wykonane z chęcią i staraniem.
Muszę także pamiętać o rzeczach ważniejszych i co do nich upewniać się w pierwszej kolejności. Koń jest zadbany - ma picie, jedzenie, koleżanki, schronienie i pastwiska - praktycznie mnie nie potrzebuje. Dlatego wszystko w miarę możliwości. Zobaczymy, mam nadzieję, że uda mi się wprowadzić w życie jak najwięcej ze sfery planów. Ponadto chciałabym, aby koń był pozytywnym motywatorem, nagrodą za wysiłek w bardziej podstawnych życiowych płaszczyznach i aby pozostał w atmosferze czasu wolnego. Cudnie jest wtedy, kiedy zwierzę sprawia radość, ma odpowiednie miejsce w naszym życiu i nie koliduje ze sprawami wagi cięższej :) Dobre słowa (mniam mniam), o których przy okazji myślę, to "równowaga jest przyjemna". Balans!
Z tym u Kai bywa trudno, ale jest on osiągalny. No cóż, pracujemy nad sobą.
Pozdrawiam cieplutko - a teraz idę pod prysznic, bo ponoć zafetorzyłam koniuchem calusieńki domek <3
Powyżej są jedynie plany w fromie pisemnej, wszystko zależy od mojego czasu i od poziomu, na jakim Kiki w danym momencie będzie. Jeśli zobaczę, że nie jest gotowa na coś, nie będę brnąć dalej tego samego dnia. Zrozumiałam już wcześniej, że trzeba nagradzać szczerze i ostatecznie to, co nam się naprawdę podoba - a co najlepsze, nie musi to być nic spektakularnego. Ważne, żeby - cokolwiek to jest, było wykonane z chęcią i staraniem.
Muszę także pamiętać o rzeczach ważniejszych i co do nich upewniać się w pierwszej kolejności. Koń jest zadbany - ma picie, jedzenie, koleżanki, schronienie i pastwiska - praktycznie mnie nie potrzebuje. Dlatego wszystko w miarę możliwości. Zobaczymy, mam nadzieję, że uda mi się wprowadzić w życie jak najwięcej ze sfery planów. Ponadto chciałabym, aby koń był pozytywnym motywatorem, nagrodą za wysiłek w bardziej podstawnych życiowych płaszczyznach i aby pozostał w atmosferze czasu wolnego. Cudnie jest wtedy, kiedy zwierzę sprawia radość, ma odpowiednie miejsce w naszym życiu i nie koliduje ze sprawami wagi cięższej :) Dobre słowa (mniam mniam), o których przy okazji myślę, to "równowaga jest przyjemna". Balans!
Z tym u Kai bywa trudno, ale jest on osiągalny. No cóż, pracujemy nad sobą.
Pozdrawiam cieplutko - a teraz idę pod prysznic, bo ponoć zafetorzyłam koniuchem calusieńki domek <3
czwartek, 22 maja 2014
Bla bla bla
Czas znowu biegnie szybko, a ja szukam odpowiednich proporcji żeby pogodzić rzeczy ważne z ważniejszymi. Na razie wychodzi na jedno i mi to nie przeszkadza.
Bazio jest wspaniały. Kocham go. Odnoszę takie wrażenie, że on mnie też. A kiedy niosę suchy chlebek, jabłuszko lub marchewkę, to już w ogóle mnie ubóstwia.
Zolka się zmieniła, uspokoiła trochę, a dzisiaj nawet przeżyła atak obcego mężczyzny na chorą nogę.
Nowe kopytka się koniuchom błyszczą, szkoda będzie patrzeć jak ta piękna podeszwa w kolorze mleka zachodzi gnojem. No cóż, chociaż przez chwile były takie szport pferdy z czystym od spodu paznokciem.
Już w miare ogarniam i rozumiem reakcje Bazalta. Jest cholernie inteligentny, jeszcze tylko trochę mięśni (tak w razie co) i będę powoli wsiadać. Tak trochę, czyli pewnie zacznę pod koniec czerwca.
Bazio ma nową fankę :) Pozdrawiam!
Zeszłą sobotę spędziłam w Warszawie, pojechałyśmy w tereniki oraz miałam jazdę na Faworce.
Sama nie wiem czy było dobrze czy źle. Tak nijak. Faworka była genialna, ja mierna. Wiem że umiem lepiej, ale moje głupie ręce!! Kiedyś zwiąże je sobie za plecami i tak będę jeździła.
Dramatyzuje; wiem, że jest progres, ale, cholera, mnie ambicja dopada .
Na koniec lonża była genialna. Wyleciało ze mnie całe napięcie. Siedziałam i mruczałam.
coby nie zapomnieć: /Używaj mózgu! To pomaga, naprawdę./
Wyniki zawodów: 6 miejsce, ok. 54 %
jak na debiut jestem zadowolona :)
https://www.youtube.com/watch?v=xFQSEgdvI9w
Krótko, bo szkoła i koń.
Wreszcie mogę tak napisać :D <3 p="">A.
3>
Bazio jest wspaniały. Kocham go. Odnoszę takie wrażenie, że on mnie też. A kiedy niosę suchy chlebek, jabłuszko lub marchewkę, to już w ogóle mnie ubóstwia.
Zolka się zmieniła, uspokoiła trochę, a dzisiaj nawet przeżyła atak obcego mężczyzny na chorą nogę.
Nowe kopytka się koniuchom błyszczą, szkoda będzie patrzeć jak ta piękna podeszwa w kolorze mleka zachodzi gnojem. No cóż, chociaż przez chwile były takie szport pferdy z czystym od spodu paznokciem.
Już w miare ogarniam i rozumiem reakcje Bazalta. Jest cholernie inteligentny, jeszcze tylko trochę mięśni (tak w razie co) i będę powoli wsiadać. Tak trochę, czyli pewnie zacznę pod koniec czerwca.
Bazio ma nową fankę :) Pozdrawiam!
Zeszłą sobotę spędziłam w Warszawie, pojechałyśmy w tereniki oraz miałam jazdę na Faworce.
Sama nie wiem czy było dobrze czy źle. Tak nijak. Faworka była genialna, ja mierna. Wiem że umiem lepiej, ale moje głupie ręce!! Kiedyś zwiąże je sobie za plecami i tak będę jeździła.
Dramatyzuje; wiem, że jest progres, ale, cholera, mnie ambicja dopada .
Na koniec lonża była genialna. Wyleciało ze mnie całe napięcie. Siedziałam i mruczałam.
coby nie zapomnieć: /Używaj mózgu! To pomaga, naprawdę./
Wyniki zawodów: 6 miejsce, ok. 54 %
jak na debiut jestem zadowolona :)
https://www.youtube.com/watch?v=xFQSEgdvI9w
Krótko, bo szkoła i koń.
Wreszcie mogę tak napisać :D <3 p="">A.
3>
poniedziałek, 12 maja 2014
Bazaltomania, bo koniuch do kochania!
Kochani!
Mam konia! MOJEGO konia! Najukochańszego, najpiękniejszego i najmądrzejszego grubasa Bazalta!
Jeśli ktokolwiek tutaj wchodzi i czyta te wypociny, to przepraszam za małą aktywność, ale miałam urwanie głowy ze sprzętem, sianem, słomą i tego typu pieprzotami.
Hmm to wszystko stało się tak szybko. Jeden telefon, tydzień oczekiwania, jedne odwiedziny- po nich decyzja była już podjęta.
I chociaż głos rozsądku mówił "NIE, przemyśl to", serduszko krzyczało, darło się "TAK, TAK, TAK!".
No i wygrało, jak zwykle. Nie żałuję, wstydzę się mojego wahania. Postawiono mnie przed trudnym wyborem, ale wszystkie okoliczności sprzyjały, a ja czułam się przygotowana.
I tak oto, przyjechał i jest. I zostanie do końca życia, bo już sobie nie wyobrażam żeby go nie było.
Cholera, za mocno się przywiązuje, mądrzy ludzie mnie ostrzegali, że jak się skończy będzie płacz. Ale chyba na to musi być gotowy każdy posiadacz konia, nieprawdaż?
Przedstawię Wam Bazalta dokładniej.
W papierach ma imię Compeador od Cher sp (50% hanowerska, 50% małopolska) po Weldstein. han. 100%
Od dziecka marzyłam o gniadoszu Bazalcie, więc szybko przechrzciłam koniucha.
Bazio jest stosunkowo wysoką, ładnie zbudowaną maskotką. Niestety ma nadwagę, ale najpierw masa potem rzeźba, jak to mówią :)
Jest z charakteru przeuroczy, totalna miziajka, za smakołyka zrobi chyba wszystko. Mimo iż czasami jest otępiały (może mi się wydaje odkąd na codzień obcuję z Zolką), jest koniem szybko pojmującym moje oczekiwania. W przeciągu kilku minut opanował zgięcia boczne szyji, podążanie za sugestią, podstawy podstaw w obejściu ogólnie rzecz ujmując.
Tyle z mojej strony na chwilę obecną, nie wiem z jaką częstotliwością będę przelewać tu myśli.
Zaraz jadę do Bazia, dziś być może po raz kolejny będziemy odłaczac od siebie koniuchy, jak narazie lęk separacyjny daje sie we znaki tylko przy wyprowadzaniu z boksu.
A.
Mam konia! MOJEGO konia! Najukochańszego, najpiękniejszego i najmądrzejszego grubasa Bazalta!
Jeśli ktokolwiek tutaj wchodzi i czyta te wypociny, to przepraszam za małą aktywność, ale miałam urwanie głowy ze sprzętem, sianem, słomą i tego typu pieprzotami.
Hmm to wszystko stało się tak szybko. Jeden telefon, tydzień oczekiwania, jedne odwiedziny- po nich decyzja była już podjęta.
I chociaż głos rozsądku mówił "NIE, przemyśl to", serduszko krzyczało, darło się "TAK, TAK, TAK!".
No i wygrało, jak zwykle. Nie żałuję, wstydzę się mojego wahania. Postawiono mnie przed trudnym wyborem, ale wszystkie okoliczności sprzyjały, a ja czułam się przygotowana.
I tak oto, przyjechał i jest. I zostanie do końca życia, bo już sobie nie wyobrażam żeby go nie było.
Cholera, za mocno się przywiązuje, mądrzy ludzie mnie ostrzegali, że jak się skończy będzie płacz. Ale chyba na to musi być gotowy każdy posiadacz konia, nieprawdaż?
Przedstawię Wam Bazalta dokładniej.
W papierach ma imię Compeador od Cher sp (50% hanowerska, 50% małopolska) po Weldstein. han. 100%
Od dziecka marzyłam o gniadoszu Bazalcie, więc szybko przechrzciłam koniucha.
Bazio jest stosunkowo wysoką, ładnie zbudowaną maskotką. Niestety ma nadwagę, ale najpierw masa potem rzeźba, jak to mówią :)
Jest z charakteru przeuroczy, totalna miziajka, za smakołyka zrobi chyba wszystko. Mimo iż czasami jest otępiały (może mi się wydaje odkąd na codzień obcuję z Zolką), jest koniem szybko pojmującym moje oczekiwania. W przeciągu kilku minut opanował zgięcia boczne szyji, podążanie za sugestią, podstawy podstaw w obejściu ogólnie rzecz ujmując.
Tyle z mojej strony na chwilę obecną, nie wiem z jaką częstotliwością będę przelewać tu myśli.
Zaraz jadę do Bazia, dziś być może po raz kolejny będziemy odłaczac od siebie koniuchy, jak narazie lęk separacyjny daje sie we znaki tylko przy wyprowadzaniu z boksu.
A.
wtorek, 6 maja 2014
Kurs, podejście, świadomość
W tamtym tygodniu, 12-13 kwietnia odbył się kurs z Justyną Rucińską. Szczegóły dot. kursu można znaleźć tutaj: http://stajniajasminum.pl/szkolenie-z-justyna-rucinska/ a to strona Justyny: http://www.szkoleniekoni.com/Psychologia_Koni/Aktualnosci/Aktualnosci.html
Co ciekawego odkryłam?
Podejście. Na nowo.
Ważne jest, co chcemy osiągnąć z koniem.
Jeśli mamy 100 procent z naszego oczekiwania względem konia, to niech to trwa zaledwie sekundkę - nagrodźmy go naszą wdziecznością - czyli uśmiechem, rozluźnieniem i przeogromnym zadowoleniem. Możemy dać mu nagrodę w postaci tego, co on chciałby robić - np. pojeść, postać sobie, albo całkiem odwrotnie - pohulać, czy wrócić do miejsca, gdzie czuł się dobrze. Wtedy wyrazimy szczerze nasze intencje - prosiłam o 100 % z kłusem o określonym tempie i w określonej sylwetce - i jeśli tylko dostanę przez ułamek sekundy, wylewam docenianie na konia :).
Za każdym razem on zaproponuje nam więcej, bo widzi, kiedy się naprawdę rozluźniamy. Jeśli jesteśmy szczerzy wobec konia, on czuje się z nami o wiele bezpieczniej. Kiedy mechanicznie nagradzamy metodą "presja-odpuszczenie", ale brakuje tu szczerej intencji, to koń szybko nas rozgryzie. On dobrze widzi, że coś jest z nami "nie tak" - mowa ciała nie kłamie, nawet wtedy, kiedy wydaje nam się zupełnie inaczej.
Zapominanie, że zwierzę to nie zegarek do nastawienia, nie przynosi w moim przypadku pozytywnych efektów.
JASMINUM JAK ZWYKLE CUDNE
Krótko, bo szkoła goni :) poza tym, temat Diankowego Bazalta także chciałby się tu pojawić, jak sądzę!
Co ciekawego odkryłam?
Podejście. Na nowo.
Ważne jest, co chcemy osiągnąć z koniem.
Jeśli mamy 100 procent z naszego oczekiwania względem konia, to niech to trwa zaledwie sekundkę - nagrodźmy go naszą wdziecznością - czyli uśmiechem, rozluźnieniem i przeogromnym zadowoleniem. Możemy dać mu nagrodę w postaci tego, co on chciałby robić - np. pojeść, postać sobie, albo całkiem odwrotnie - pohulać, czy wrócić do miejsca, gdzie czuł się dobrze. Wtedy wyrazimy szczerze nasze intencje - prosiłam o 100 % z kłusem o określonym tempie i w określonej sylwetce - i jeśli tylko dostanę przez ułamek sekundy, wylewam docenianie na konia :).
Za każdym razem on zaproponuje nam więcej, bo widzi, kiedy się naprawdę rozluźniamy. Jeśli jesteśmy szczerzy wobec konia, on czuje się z nami o wiele bezpieczniej. Kiedy mechanicznie nagradzamy metodą "presja-odpuszczenie", ale brakuje tu szczerej intencji, to koń szybko nas rozgryzie. On dobrze widzi, że coś jest z nami "nie tak" - mowa ciała nie kłamie, nawet wtedy, kiedy wydaje nam się zupełnie inaczej.
Zapominanie, że zwierzę to nie zegarek do nastawienia, nie przynosi w moim przypadku pozytywnych efektów.
Zdjęcie Magdy Senderowskiej |
JASMINUM JAK ZWYKLE CUDNE
Krótko, bo szkoła goni :) poza tym, temat Diankowego Bazalta także chciałby się tu pojawić, jak sądzę!
Subskrybuj:
Posty (Atom)