Zostałam pare razy doprowadzona na skraj wytrzymałości psychicznej. Otóż wszystko zaczęło się od tego że na poprzedniej jeździe pozwoliłam memu szlachetnemu wierzchowcowi galopować, mimo iż nie otrzymał ku temu sygnału. A, co mi tam, machnęłam ręką i dałam się ponieść chwili. Dosłownie- dałam się ponieść, bo w sobotę właśnie zostałam poniesiona przez mojego ukochanego dwa razy. Raz niestety skończyło się hamulcem ręcznym, raz koń się w porę opamiętał po moich ostrzeżeniach. Po drugie, Bazalt uporczywie nie chciał wejść do kałuży. Na moją najsubtelniejszą prośbę dębował i robił ćwierć zwrotu w druga stronę. No, z nas dwojga jednak ja jestem bardziej uparta i skończyłam to tak jak chciałam- koń z nosem w dole przekłusowywał przez tą przerażającą otchłań. Mimo to byłam już nieźle ruszona emocjonalnie.
A jak spadłam? Ha, nie tak łatwo mnie zrzucić- koń bryka, nie lecę, koń dębuje- nie lecę. Ale kiedy galopujesz z nosem przy ziemi mając ręce wyciągnięte maksymalnie w przód żeby konia nie blokować a ten nagle pierdolut w bok "bo przerażający piesek szczeknął" no to nie ma rady- lecę. Nie no, co sie bede tłumaczyła, dupa nie jeździec i tyle :D
Taka byłam poruszona tym jego dębowaniem i ponoszeniem że przejechałam całą tą trasę jeszcze raz. Byłam zdeterminowana i pewna siebie, w końcu przejechał mi tą nieszczęsną kałuże (wróciła wiara w siebie, ale się też zaciekłam na tego łobuza). Potem było już idealnie. Ogarnął się bardzo, chyba zaczaił kto jest górą. Piękne galopy, wyciągnięte- wysiedziane :))) i skrócenia super, w jednym rytmie, z lekką ręką. Kłus też fajny, ale do samego końca koń nie był już w pełni wyluzowany. Nie był też pewny siebie, czasem się chciał rozglądać, drygał jak mijał nas samochód, zerwały sie do lotu kaczki.
W niedziele została moja cierpliwość i determinacja po stokroć wynagrodzona. Koń marzenie. Ideał, naprawdę. Super wyluzowany przy mijających go autach 100km/h, stoi przy wsiadaniu, nie wierci się, czeka na sygnał. Bardzo ładnie hasa na kontakcie, świetne kłusy, zarówno nisko ustawione jak i te wyższe. Galopy ok, nie to co ostatnio, ale do zaakceptowania, reakcja na półparady i parady wzorowa. Zaangażowanie i wkład w pracę przeogromne. Zaskoczył mnie super przy wgalopowaniach na góry. No, facet, masz szczęście, bo nie byłam skora do żartów.
ogon się rozwija |
lama |
trawa smakuje |
Koń odrobaczony, kowal jutro.
Co ja się mam z tym łobuzem?
Art
PS
Sprzedam siodło skokowe stubben lub wymienie na ujeżdzeniowe :)
PS2
wygrałam konkurs recytatorski jadym na województwo do Lublina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz