Z czym je się je?


Blog został założony przez Inkę, swego czasu zawziętą Makoszkowiczkę. Tam kupiła pierwszego konia i poznała wyjątkowych ludzi, a między innymi uzależniającą jak same zwierzęta Artemidę. Pokazała jej stronkę i tak oto bazgrzą coś we dwie!
Inka ma lat 19, Arcia 18, łączyło je chodzenie do klasy biologiczno-chemicznej i posiadanie (z szacunkiem dla naszych wierzchowców) koni - och, pardon - stworka huculskiego i konia prawie hanowerskiego :). Mieszkają na wschodzie Polski, na dwóch krańcach województwa lubelskiego. Powinny zajmować się szkołą, nauką, obowiązkami... Ale jeszcze kiełbie im we łbie i nieraz spędzanie czasu z końmi i tym, co z nimi związane jest ich słodką ucieczką od codzienności. Interesują się tworzeniem (rysunkiem, pisaniem, etc.) a także psychologią, etologią, komunikacją międzygatunkową i hipologią oczywiście.

Blog skupia się na ich końskopochodnych przemyśleniach oraz doświadczeniach.

Zdjęcia, jeśli nie należą do nas, udostępniane są dzięki uprzejmości ich autorów.

poniedziałek, 30 marca 2015

Towarzystwo od spraw wesołości

W piątunio pracowałam z Zolką. Koń zachowuje się dużo lepiej, bo hasa na hackamore i nie ma już psychicznych powodów by się spinać. I tak to, Drodzy Państwo, żmudna trasa do zaufania ręce została przerwana by ruszyć zad, nogi, plecy i mózg. Efektywność jednak jest zaskakująco duża, działanie iście produktywne, cóżesz więcej rzec? Jak Zoli przestanie w ogóle przychodzić do głowy "jestem arabem i nic co arabskie nie jest mi obce" wrócimy do wędzidła.




wstęp do łopatki
 łopatka do przodu :)


Jak widać koń zaczął naprawdę ładnie pracować zadem i sprężynować grzbietem- zwłaszcza w kłusie widać poprawę. Galop był tego dnia mierny, ale wrzucam co sie nagrało. Ustępowanie też słabe, ale to akurat z mojej nieuwagi, gdyż ponieważ nie wyprostowałam zadu i nie ostrzegłam. Ale postęp odnotować można :))


Pod koniec jazdy- haaajda bez ogłowia :) zagalopowanie na prawą nogę bez ryzyka dotknięcia czymkolwiek pyska. Ola mówi (bo właśnie spytałam) że na kolejnej jeździe zagalopowania były już lepsze. Yay! To jest trop

----------------------------------------------------------------------------

Bazio, Bazio, ahh mój najukochańśzy!
W sobotę pojechałam w teren na halterze. Bombastycznie!!! Leciuuutko, posłusznie (szokująco posłusznie), błyskawiczne reakcje... Coś tam nagrałam, niewiele widać, jakieś kilka kroków łopatki (ględzę jak durna nędza na tym filmiku), nasze ostre szaleństwa na górkach (tsa...) i poczyniłam mnóstwo starannych fotografii (hiehie niepoprawna jestem, języka polskiego duchu, kręcę Tobą jakoby mi sie młyn z kowadłem pomylił)

A oto efekty:


trochę mnie zaintrygowało...
...że tak sobie grzebiesz w tej kieszeni
i pomyślałem sobie, że być może...

JEDZENIE???



Wiesz, Pańcia...

Wybacz, że cię opuszczę
Ale doszedłem do wniosku
że w życiu


trzeba mieć PRIORYTETY

"nie w ciemię bity"






ogon! TAK





fascynujące, doprawdy...





jestem piękny
 
no zobacz jaki jestem piękny!


"osioł"
że niby osioł???
nie, gdzież
skądże

krótki komentarz do filmików: nie przycinałam ich, więc jest tam moje paplanie :P
Idealnie nie nagrałam co chciałam, bo przy łopatce w prawo ciekawiło Bazia coś tam po lewo, a pod górkę miał podejść stępem :D Ale tam było naprawde stromo, a uwielbiamy wgalopowywać pod stromiznę, a że dałam mu full swobody to podjął decyzję jaką sam uznał za szłuszną :) (potem podszedł jak ja chciałam; tak zapobiegawczo na przyszłośc, hehe- ostatnia lekcja zapamiętana)












:))))

PS
zumba!!!



niedziela, 22 marca 2015

Nerwy w konserwy

W ten weekend po raz pierwszy spadłam z mojego walecznego księcia :')
Zostałam pare razy doprowadzona na skraj wytrzymałości psychicznej. Otóż wszystko zaczęło się od tego że na poprzedniej jeździe pozwoliłam memu szlachetnemu wierzchowcowi galopować, mimo iż nie otrzymał ku temu sygnału. A, co mi tam, machnęłam ręką i dałam się ponieść chwili. Dosłownie- dałam się ponieść, bo w sobotę właśnie zostałam poniesiona przez mojego ukochanego dwa razy. Raz niestety skończyło się hamulcem ręcznym, raz koń się w porę opamiętał po moich ostrzeżeniach. Po drugie, Bazalt uporczywie nie chciał wejść do kałuży. Na moją najsubtelniejszą prośbę dębował i robił ćwierć zwrotu w druga stronę. No, z nas dwojga jednak ja jestem bardziej uparta i skończyłam to tak jak chciałam- koń z nosem w dole przekłusowywał przez tą przerażającą otchłań. Mimo to byłam już nieźle ruszona emocjonalnie.
A jak spadłam? Ha, nie tak łatwo mnie zrzucić- koń bryka, nie lecę, koń dębuje- nie lecę. Ale kiedy galopujesz z nosem przy ziemi mając ręce wyciągnięte maksymalnie w przód żeby konia nie blokować a ten nagle pierdolut w bok "bo przerażający piesek szczeknął" no to nie ma rady- lecę. Nie no, co sie bede tłumaczyła, dupa nie jeździec i tyle :D
Taka byłam poruszona tym jego dębowaniem i ponoszeniem że przejechałam całą tą trasę jeszcze raz. Byłam zdeterminowana i pewna siebie,  w końcu przejechał mi tą nieszczęsną kałuże (wróciła wiara w siebie, ale się też zaciekłam na tego łobuza). Potem było już idealnie. Ogarnął się bardzo, chyba zaczaił kto jest górą. Piękne galopy, wyciągnięte- wysiedziane :))) i skrócenia super, w jednym rytmie, z lekką ręką. Kłus też fajny, ale do samego końca koń nie był już w pełni wyluzowany. Nie był też pewny siebie, czasem się chciał rozglądać, drygał jak mijał nas samochód, zerwały sie do lotu kaczki.

W niedziele została moja cierpliwość i determinacja po stokroć wynagrodzona. Koń marzenie. Ideał, naprawdę. Super wyluzowany przy mijających go autach 100km/h, stoi przy wsiadaniu, nie wierci się, czeka na sygnał. Bardzo ładnie hasa na kontakcie, świetne kłusy, zarówno nisko ustawione jak i te wyższe. Galopy ok, nie to co ostatnio, ale do zaakceptowania, reakcja na półparady i parady wzorowa. Zaangażowanie i wkład w pracę przeogromne. Zaskoczył mnie super przy wgalopowaniach na góry. No, facet, masz szczęście, bo nie byłam skora do żartów.




ogon się rozwija

lama

trawa smakuje



Koń odrobaczony, kowal jutro.
Co ja się mam z tym łobuzem?

Art
PS
Sprzedam siodło skokowe stubben lub wymienie na ujeżdzeniowe :)
PS2
wygrałam konkurs recytatorski jadym na województwo do Lublina

sobota, 14 marca 2015

Nobody

W czwartek jeździłam na Zolce. Jako iż kobyła miała ode mnie tygodniową przerwę, musiałyśmy sobie pare rzeczy wyjaśnić :) Więc krzyżowania nóg nie było :( były za to liczne dodania, chody pośrednie... trzeba było jakoś tą energię konia wykorzystać. I o ile nogami pracowała jak maszyna parowa, to miała na początku problem z tym, żeby się wyluzować. Tak samo z kontaktem- czasami chowała się za wędzidło, czasem była nad wędzidłem.  Tak ogólnie to była dzielna i kochana, jak to ona, jednak zostawiła u mnie taki niedosyt z serii: "nie śpię po nocach bo myślę o koniu". Dopóki nie wsiądę i nie pojeżdżę jej od deski do deski to mi nie wróci stan euforyczny.  :)


Od zera do bohatera:
kłus roboczy
 "szybcy i wściekli" (wyglądamy jak dwie kupy- pierwsze próby dodań- koń jest o!bu!rzo!ny!!)
no, po pewnym czasie śmy zakminiły


 galop roboczy...
...i w trochę szerszych ramach :)



W piątek pogoda fuuuj. Pojechałam do Olki, ale Zolek leniuchował, bo myśmy wolały maniaczyć: jedni przed kompem a drudzy w szafie (ci drudzy to tacy z lekka porąbani, no ale już do Olki przywykłam :*)
Bazio tego dnia miał masaż i zabiegi pielęgnacyjne poziom hard. Tak czy siak podobało mu się :)
TAAAAKAA szyja :))



czochranie mordki, czyli to co hanowery kochają najbardziej



Sobota baardzo stymulująca.
Z rana- wszelkich prac polowych półtorej godziny. Potem koń się pasł na trawce marcowej, a ja pogrążyłam się w lekturze lektury, a mianowicie "Lalki" (wspaniale się to czyta, polecam).
Po południu spokojny terenos. Mało wyginania, mało skracania. Za to bardzo dużo swobody i bardzo dużo delikatnej kontroli. Był po prostu tak cudowny galop, jakiego jeszcze w życiu nie doświadczyłam. taAK pOD góRĘ, i tak miękko, i tak super w ręku... chyba najfajniejszy galop w naszym życiu.
Konio mi coraz bardziej spod tyłka wymiata :) Bardzo chętnie pracuje zarówno w wyluzowaniu jak i nisko na wędzidle. Fajnie się ustawia na obie strony od samego ciężaru ciała (no, na prawo to jednak muszę "przepchnąć klatkę piersiową" łydką, byłoby zbyt idealnie....zaraz zaraz... i tak jest idealnie :D) Dlaczego mało wyginania? Powiem szczerze- jazda czwartkowa na Zolce tak mnie wymęczyła psychicznie,  że ja też potrzebowałam wyluzowania. Więc kuń muskulaturę rzeźbił, grzbietem falował, a ja mniej-niż-zwykle myślałam. Bo by mi chyba mózg wybuchł.

filmiki filmiki filmiki, a raczej ich brak, tłumaczę brakiem osoby nagrywającej. Za jakies 3 tygodnie pojawią się, mam nadzieje, filmiki z naszej stricte ujeżdżeniowej roboty- bo przenosimy się do stajni :) Wreszcie towarzystwo i trochę bliżej, no i w ogóle to dużo zmieni, bo ujeżdżalnia jest i nawet coś poskakać będzie można. Oczywiście najpierw dam koniowi minimum tydzień na wyluzowanie się w nowym otoczeniu :)
tyle zdjęć narobiłam, że się nie mogę zdecydować



mój prostokącik :)






Ogon no no no odżywki działają
"co robisz Pańcia tak długo tam z tyłu?"
"Robisz zdjęcia mojej pupy?? CHYBA ZWARIOWAŁAŚ!!"

Jesteśmy w połowie jeszcze koniem zimowym a w połowie już letnim (patrz szyja)

Po terenie... skrzywdziłam Bazia i musiałam mu zadośćuczynić

 Moje zmodyfikowana wersja meszu taka że WOW: zaparzamy w dzbanku rumianek, pokrzywę, miętę lub jakieś inne lubiane przez naszego konia (lub nas) zioło. Zalewamy tym, jeszcze gorącym, siemię lniane -nie zmielone! Dosypujemy (lub nie) łychę stołową cukru trzcinowego. Mieszamy, odstawiamy w ciepłe miejsce na kilkanaście minut, żeby powstał nam śluz. Zcieramy na tarce marchewkę, jabłko. Dodajemy do całości, mieszamy. Jeżeli to dla człowieka- tutaj pora na konsumpcję. Jeżeli dla rumaka jabłka wystarczy pokroić, ale nie wolno zapomnieć o owsie... :) To w końcu ma być posiłek idealny!!!
A za co to zadośćuczynienie?



 Kaju nie zabij mnie :) Ja to chyba normalnie założę jakąś firmę "Diana Z. strzyżenie koni"


PS
Jeżeli się odchudzasz- nie jedź do babci
nie łódź się że tym szczerym oczom i kochanym dłoniom można powiedzieć "niejestemgłodna"

Art