Hmm same pozytywy po weekendzie :)
Piątek spędziłam u Zolki.
Najpierw wsiadła Ola na stęp i wygalopowanie, ja nie galopowałam, więc na jazdę wsiadałam z pełnią sił. Jazda była rewelacyjna! Wystarczyło że przeczytałam kilka rozdziałów o biomechanice z genialnej książki od Kosi i postarałam się cokolwiek zastosować, a także naprawdę działać. Efekt był niesamowity, Zolka z pełną akceptacją podążała w konkretnym kierunku i tempie.
Początkowo w kłusie ( jak też i na wcześniejszych jazdach) Zolka była nad wędzidłem i nie reagowała na pomoce. Tym razem jednak zadziałałam bardzo zdecydowanie i precyzyjnie, konkretną półparadą. W 10 sekund udało mi się klacz ogarnąć, w kilka minut poskładać. W lewo chodziła rewelacyjnie, rysunek kół był (jak na mnie) wybitny. Kiedy już respektowała rękę, zostawiłam dłonie w spokoju i działałam dosiadem i łydkami, jednak cały czas byłam czujna. Co kilka kroków musiałam upomnieć Zolę delikatną półparadą, jednak po przeczytaniu tego i owego o pracy z młodym koniem, byłam na to przygotowana. Z prawą stroną było trochę gorzej- Zolka wpadała do środka koła. Było to zapewne spowodowane nierównomierną elastycznością, jednak gdybym zadziałała konkretniej (co okazało się na sobotnim treningu), skłoniłabym ją do większego zgięcia a następnie dałabym natychmiastowe odpuszczenie. Ale to nie problem psychologiczny, tym razem. Po prostu fizycznie nie była w stanie wykonać mojej prośby, więc gdybym nie daj Boże ukarała ją za rzekome nieposłuszeństwo, straciła cierpliwość lub wyładowała frustrację, zepsułabym wszystko. Na koniec powróciłam więc do wygodniejszej strony i zrobiłam jeszcze jedno koło, potem kilka zatrzymań i zadowolona zakończyłam jazdę. Zolka pięknie okazywała rozluźnienie, wargi miała delikatnie spienione, "potrząsała" grzbietem (ruch jak przy otrzepywaniu- też jest oznaką rozluźnienia całego kręgosłupa), co raz "wyparskiwała" :) Baardzo duży krok na przód.
Sobota
Rano wsiadłam w Helenowie na uroczego haflingerka (!)- klacz Figę. Na szczęście figi z makiem z tego nie było :) Chociaż kobyłka jest dopiero podjeżdżona i ma problemy z kontaktem, jest bardzo plastyczna, żywiołowa i ma wielką chęć do "ruchu na przód", a także "pod górkę".
Jeśli chodzi o mnie, to musiałam sie wykazać ogromną cierpliwością, szczególnie na początku, gdy koń nie rozumiał że łydki przylegające do boków non stop to normalna rzecz.
ŁYDKI PRZYLEGAJĄ DO BOKÓW KONIA NON STOP. Proszę, zwracajcie na to uwagę, w niewielu miejscach się o tym przypomina i się to ćwiczy. Przypadkowe położenie łydek dezorientuje konia, zobojętnia lub, jak w przypadku Zolki, powoduje nadwrażliwość. Jest to trudne na początku z powodu dwóch rzeczy:
1. trzeba mieć dobrze rozciągnięte uda i otwartą miednicę
2. koń nieprzyzwyczajony do tego początkowo spieszy lub nawet wyrywa do przodu- tutaj trzeba zdać się na własne wyczucie jeździeckie, ale nie wolno odstawiać łydek w momencie wyskoku konia w przód.
Potem w sumie robiłam podstawowe ćwiczenia ujeżdżeniowe: koła, wolty, serpentyny. Z powodu braku równowagi i wygimnastykowania haflingerce ciężko było robić koła w galopie, więc skończyło się na kole o średnicy 30 m.
Mam kilka filmików, czekam aż dostanę je od Julki.
Po południu był trening z P. Ewą. Jak zwykle rewelacja, rewelacja! Tyle odkryć w jedną godzinę!
Przypadła mi w udziale Faworka.
Chcę tylko nadmienić, iż kilka dni wcześniej modliłam się żeby zrozumieć prowadzenie za zewnętrznej wodzy.
Od początku skupiłam się na tym, żeby mieć elastyczne łokcie, miednice i ramiona, i w ogóle wszystko co sie da. Niestety w kłusie na kole zaczęły sie problemy, niby działałam łydką, ale ogólnie nie miałam w głowie jasnej, prostej i logicznej koncepcji, dlatego Faworka zaczęła albo odginać się na zewnątrz, albo wpadać do koła
W końcu postanowiłam zdać się na moje wyczucie i spytałam P. Ewę czy mogę poeksperymentować z ułożeniem łydek. Postanowiłam przesunąć wewnętrzną łydkę nieco do tyłu i tam zadziałać silnie wraz z połączeniem konkretnej półparady wewnętrzną wodzą. W momencie kiedy to robiłam w głowie pojawił mi sie obrazek z książki Zasady Jazdy Konnej PZJ (niebieska) oraz podpis o trzymaniu wodzy; coś tam chyba było, żeby ręka była zamknięta, a wodze "głęboko" między palcami. W tym momencie zamknęłam rękę i nagle... zaczęło się zgadzać!
Autentycznie, wyraźnie i faktycznie poczułam jak odpycham konia od wewnętrznej łydki będącej osią zgięcia do zewnętrznej wodzy. Nagła żarówka w głowie, plus pochwała, plus koń w efekcie lepiej poskładany i kontrolowany dały mi motywację, by rzeczywiście coś robić. Bo okazało się, że do tej pory, to co robiłam, to było 38 % moich możliwości.
Przestałam też się bać niedelikatnego działania, dotarł do mnie sens rozmów z Kosią i krótkie wyjaśnienie Pani Ewy, że kiedy subtelne sygnały nie działają, lepiej zadziałać siłą niż pozwolić by koń je ignorował ( a szczególnie Faworka).
Podsumowując:
*najpierw sprawdzić czy siedzisz jak najbardziej swobodnie i luźno (stęp swobodny)
*testuj reakcje konia- działaj łydką w różnych miejscach, szukając tego w którym jest oś zgięcia.
Moja teoria jest taka, że jako iż Faworka ma długie lędźwia, jej oś zgięcia wypada milimetry dalej niż u innych koni; a na pewno dalej niż krótsza o parę żeber arabka Zolka.
*zewnętrzną wodzę złap i nie puszczaj, wewnętrzną "prowadź rozmowę" z koniem
*zdawaj się na swoje wyczucie jeździeckie (mam nadzieję Kaju, że jeśli chodzi o odkrywanie swoich możliwości to się pięknie rozpiszesz relacjonując kurs :) )
Co uzyskałam w efekcie? Elegancko zgiętą i ustawioną Faworkę, z głową odpuszczoną w potylicy, będącą pod stałą kontrolą. Jej chody zmieniły się tak, że nie chciało mi się anglezować w kłusie... Byłam w dużym szoku, kiedy naprawdę wygodniej i lepiej jechało mi się czworoboki w pełnym siadzie.
Duży wpływ na sukces wywarł świetny plan jazdy- przemyślana rozgrzewka, potem ćwiczenia bez strzemion, liczne przejścia galop- kłus na kole, na koniec dwa przejazdy czworoboku (L-2). Drugi przejazd był rewelacyjny.
Tak po za tym, okazało się że jadę na 3 zawody! Bałam się, że będę musiała brać dług, ale naszczęście zostałam tak pięknie obdarowana!
Pierwsze zawody to zawody towarzyskie, skokowe, Duża Runda wysokość 50 cm :D Szalony debiut się szykuje.
Kolejne to już poważny interes, dwudniowe czworoboki ćwiczeniowe. Ja jadę L-4 na Batim.
3 zawody to znowu skoki, towarzyskie, 70 cm.
W dni wolne od szkoły popracuję z Olą i Zolą w nowym siodle!! Nareszcie!
W Sobotę- jeśli wypali- skoki w Pikerze; zaowdy w poniedziałek, więc chciałabym sobie jeszcze raz posegregować dane.
Buziole, Artemis!
Dziękuję, że Jesteś