Koń, który jeszcze rok temu wlókł zad po ziemi, podnosił dziś nogi niczym andaluz. Pracowaliśmy z ziemi, właściwie to miałam jeździć, ale spodobał mi się stan podniecenia u mojego konia. To niesamowite, kiedy zwierze zaczyna wyczekiwać kontaktu z człowiekiem!
Na zakończenie sesji pojechaliśmy na halterku do lasu. Miał być to sam stęp, przecież kobyłki (o zgrozo) zostały w domu i zanosiły się płaczem, nawołując go zaciekle.
Jednak... :)
Koń był świetnie rozgrzany i elastyczny w dodatku pobudzony i zmotywowany pracą z ziemi. Ja byłam meeega rozluźniona nie mając wędzidła na końcu wodzy (jakież to przewrotne, że rozluźniam ręce najbardziej wtedy, kiedy jest to mniej konieczne). Więc siadłam krzyżem i pojechalismy kłusem zebranym wysiadywanym :) na halterze było mi łatwiej "podnieść" szyję i nie miałam prowokacji do używania ręki by wygiąć konia. Więc sobie tuptaliśmy: my tacy piękni i tacy zgrani :) On sie sam niesie, ja w pewnym momencie złapałam line w jedną rękę, żeby drugą przytrzymać sie siodła- jeszcze nigdy nie czułam tak pracującego grzbietem konia. On dał mi dziś wszystko!
KOCHAM GO. Nigdy nie myślałam, że jazda konna może być aż tak przyjemna. Moment w którym "wszystko ci puszcza" i włącza się instynkt- nieziemski. Chwila gdy koń "czyta ci w myślach" i daje 100% z siebie- bezcenna.
Nie zamieniłabym go na żadnego innego konia! Ciesze się, że właśnie z nim idę tą drogą. On jest potwierdzeniem wszystkiego co miałam poukładane w teorii. I po dzisiaju TAK! wyobrażam go sobie piaffującego! TAK! i to bez ogłowia!
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń