Z czym je się je?


Blog został założony przez Inkę, swego czasu zawziętą Makoszkowiczkę. Tam kupiła pierwszego konia i poznała wyjątkowych ludzi, a między innymi uzależniającą jak same zwierzęta Artemidę. Pokazała jej stronkę i tak oto bazgrzą coś we dwie!
Inka ma lat 19, Arcia 18, łączyło je chodzenie do klasy biologiczno-chemicznej i posiadanie (z szacunkiem dla naszych wierzchowców) koni - och, pardon - stworka huculskiego i konia prawie hanowerskiego :). Mieszkają na wschodzie Polski, na dwóch krańcach województwa lubelskiego. Powinny zajmować się szkołą, nauką, obowiązkami... Ale jeszcze kiełbie im we łbie i nieraz spędzanie czasu z końmi i tym, co z nimi związane jest ich słodką ucieczką od codzienności. Interesują się tworzeniem (rysunkiem, pisaniem, etc.) a także psychologią, etologią, komunikacją międzygatunkową i hipologią oczywiście.

Blog skupia się na ich końskopochodnych przemyśleniach oraz doświadczeniach.

Zdjęcia, jeśli nie należą do nas, udostępniane są dzięki uprzejmości ich autorów.

niedziela, 17 maja 2015

Wniosek ściętej ręki

Koniuch ma coraz więcej mięśni i coraz więcej świadomości swojego ciała. Kiedy widzi halter zaczyna sie zachowywać śmiesznie :) Robi się duży, potężny, zniewalająco piękny... Dziś dostąpiłam zaszczytu okiełznania tej potęgi bez stępienia jej ...
Koń, który jeszcze rok temu wlókł zad po ziemi, podnosił dziś nogi niczym andaluz. Pracowaliśmy z ziemi, właściwie to miałam jeździć, ale spodobał mi się stan podniecenia u mojego konia. To niesamowite, kiedy zwierze zaczyna wyczekiwać kontaktu z człowiekiem!
Na zakończenie sesji pojechaliśmy na halterku do lasu. Miał być to sam stęp, przecież kobyłki (o zgrozo) zostały w domu i zanosiły się płaczem, nawołując go zaciekle.
Jednak... :)
Koń był świetnie rozgrzany i elastyczny w dodatku pobudzony  i zmotywowany pracą z ziemi. Ja byłam meeega rozluźniona nie mając wędzidła na końcu wodzy (jakież to przewrotne, że rozluźniam ręce najbardziej wtedy, kiedy jest to mniej konieczne). Więc siadłam krzyżem i pojechalismy kłusem zebranym wysiadywanym :) na halterze było mi łatwiej "podnieść" szyję i nie miałam prowokacji do używania ręki by wygiąć konia. Więc sobie tuptaliśmy: my tacy piękni i tacy zgrani :) On sie sam niesie, ja w pewnym momencie złapałam line w jedną rękę, żeby drugą przytrzymać sie siodła- jeszcze nigdy nie czułam tak pracującego grzbietem konia. On dał mi dziś wszystko!

KOCHAM GO. Nigdy nie myślałam, że jazda konna może być aż tak przyjemna. Moment w którym "wszystko ci puszcza" i włącza się instynkt- nieziemski. Chwila gdy koń "czyta ci w myślach" i daje 100% z siebie- bezcenna.
Nie zamieniłabym go na żadnego innego konia! Ciesze się, że właśnie z nim idę tą drogą. On jest potwierdzeniem wszystkiego co miałam poukładane w teorii. I po dzisiaju TAK! wyobrażam go sobie piaffującego! TAK! i to bez ogłowia!




1 komentarz:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń