Rok i miesiąc w epizodach depresyjnych. Psychiatra tu, psychiatra tam. Proszki, proszki, przerwa w proszkach, straszne dziwowiska życiowe i znowu proszki. Artemis zabiegana, ale tyle ile mogła - czasu mi poświęcała. Przerwałam studia. Dużo, dużo wsparcia od ludzi blisko i daleko.
Zmian co nie miara:
-prawo jazdy
-październik na stancji
-Kiki prawie koło domu
-roślinożerność całkowita
-przybranie na wadze przed roślinożernością (z resztą wskutek błędów żywieniowych na diecie roślinnej, także po)
-domognicie pospolite (dla niewtajemniczonych: w skutek złego stanu psycho-emocjonalnego naleśnikowe zwinięcie się w kołderkę i czekanie na wybawienie)
-quady
i inne dziwne zjawiska.
Założyliśmy w tym jakże "cudownym" dla mnie okresie STAJNIĘ. A raczej kawalerzysta z nad Buga rozpoczął działalność - swą firmę, a ja wkładałam w ten interes tyle, ile mogłam.
Kiki sprawiała się genialnie. Szczególnie z dziećmi :)
Fotografie z maja. Na samej górze i na samym dole (Kiki grubas) już z lata. Pracy dziecinka miała niewiele... więc Kikulindy high life ciąg dalszy.
I to by było na tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz