Z czym je się je?


Blog został założony przez Inkę, swego czasu zawziętą Makoszkowiczkę. Tam kupiła pierwszego konia i poznała wyjątkowych ludzi, a między innymi uzależniającą jak same zwierzęta Artemidę. Pokazała jej stronkę i tak oto bazgrzą coś we dwie!
Inka ma lat 19, Arcia 18, łączyło je chodzenie do klasy biologiczno-chemicznej i posiadanie (z szacunkiem dla naszych wierzchowców) koni - och, pardon - stworka huculskiego i konia prawie hanowerskiego :). Mieszkają na wschodzie Polski, na dwóch krańcach województwa lubelskiego. Powinny zajmować się szkołą, nauką, obowiązkami... Ale jeszcze kiełbie im we łbie i nieraz spędzanie czasu z końmi i tym, co z nimi związane jest ich słodką ucieczką od codzienności. Interesują się tworzeniem (rysunkiem, pisaniem, etc.) a także psychologią, etologią, komunikacją międzygatunkową i hipologią oczywiście.

Blog skupia się na ich końskopochodnych przemyśleniach oraz doświadczeniach.

Zdjęcia, jeśli nie należą do nas, udostępniane są dzięki uprzejmości ich autorów.

środa, 28 maja 2014

Spełniona

Kaju miło jest znów Cię czytać :)

Wczorajszy dzień był bardzo owocny. Wreszcie nie mogę sobie nic zarzucić. Byłam od początku do końca fair z koniem, udało mi się wybrać te najwłaściwsze ruchy, zachowałam spokój w "kryzysowej" sytuacji.

Bazio jest bardzo słabo i bardzo nierówno wygimnastykowany. Praca w prawą stronę sprawia mu duże problemy, albo kładzie się do środka i pędzi jak wariat albo odchyla głowę na zewnątrz. Wczoraj znalazłam z nim wspólny język, skorygowałam to co trzeba i dałam mu robić swoje. Tak naprawdę pierwszy raz przestałam się na niego jak durna gapić. Ciężko oderwać wzrok od takiego przystojniaka, ale musiałam się przełamać. Przestałam sprawiać wrażenie że czegoś wciąż oczekuje i to był punkt kulminacyjny- koń zachowywał rysunek koła, pracował w równym tempie z niską szyją i aktywnym zadem. Dużą rolę odegrało też inne zapięcie liny do haltera. Bazio przestał krzywić się w potylicy kiedy nacisk pojawił się w innej części głowy.

Przestałam wymagać i koń zaoferował mi więcej. Zawsze tak jest, trzeba minimalizować oczekiwania i pozwalać koniowi samodzielnie się równoważyć.

W tym momencie chciałam jeszcze raz przypomnieć o ważnej rzeczy:
koń musi umieć odróżniać kiedy prosimy go o ruch, a kiedy ma stać, nie ruszać się i się wewnętrznie rozluźnić. Zasadniczo- odróżniać postawę bierną od czynnej.

Prostymi słowami postaram się rzecz ująć.
Kiedy chcemy by koń coś zrobił robimy się więksi- wyprostowani, ze wzrokiem skupionym w konkretnym miejscu.
Pragnąc by koń przestał robić coś, o co go poprosiliśmy, robimy głośny wydech, opuszczamy ramiona i głowę w dół, podchodzimy do niego mówiąc mu jak bardzo jest wspaniały.
Po kilku/nastu/dziesięciu powtórzeniach czterokopytny będzie reagował na sam (wyraźny!) wydech.
Ważna jest intencja! Wiadomo że żyjąc oddychamy. ALE dopóki wydech nie będzie przez nas kontrolowany i zamierzony w jakimś tam celu, sygnałem nie będzie, logiczne.
Jest to podstawowe, według mnie, w dalszym etapie szkolenia konia, także z siodła.
Pisała o tym bodajże Karen Rohlf, osobiście przekonałam się o tym wielokrotnie. Najprostszym sposobem pokazania koniowi, że zrobił to o co go prosiliśmy, jest rozluźnienie się i głośny wydech.

Okej, teraz wracam do tematu Bazia: a co robić, kiedy chcemy żeby koń kontynuował czynność? Cały czas kontrolowałam Bazia, patrzyłam się na jego ciało, utrzymywałam jego ruch z pomocą bacika, a wygięcie pulsująco liną. Efekt był mierny. Nagle w głowie taki skrót myślowy: "cholerka, jakby ktoś cały czas gapił mi się przez ramię jak np. piszę posta, też nie mogłabym się skupić na zadaniu". W tym momencie zaczęłam patrzyć się przed konia i delikatnie w dół. Uzyskałam to co chciałam, a koń przestał czuć się taki skrępowany.

Czasami zapominam jak bardzo Bazalt jest czuły i wrażliwy.

Nauczyłam go zatrzymywania się na śladzie, stania dopóki nie podejdę, pogłaszczę go, a także dopóki nie wrócę na środek koła i nie wyślę go ponownie. Początkowo od razu ruszał, z czasem zrozumiał, że nie tego oczekuję. Ze śmiechem patrzyłam jak drżą mu mięśnie i jak balansuje ciałem to w przód, to w tył, czekając na sygnał naprzód. Dzięki moim przejrzystym zasadom (robi coś póki nie dostanie sygnału "zwalniającego") Bazalt jest bardziej rozluźniony, a ja bardziej przewidywalna. W dodatku koń skupia się na mnie cały czas, nie w obawie o przykre konsekwencje, ale w oczekiwaniu na kolejne zadanie. Wspaniale, wspaniale!

Wczoraj zaczęłam też go przyzwyczajać do pracy na dwóch lonżach. Szybko zaakaceptował dyndające po bokach liny.

Mam już z nim wyrobione podstawy do przełożenia na siodło- ustępowania, zwroty, łopatki, cofanie.
Praca na lonży też zaczyna wyglądać w porządku, jeszcze kilka sesji i wprowadzę ogłowie, potem czambon, pod koniec czerwca wypinacze. W między czasie kawaletki i łażenie po górkach, a także w planach jeszcze jedno, ale o tym innym razem.

Obym dziś była równie w zgodzie z sobą.
Aaa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz